Piąta trzydzieści rano, a ja leżę na hotelowym łóżku i wpatruję się w sufit. Przez całą noc nawet na sekundę nie mogłam zmrużyć oczu. To wszystko co wydarzyło się wczoraj... Cała ta sytuacja mnie przerosła. Czuję się jak skończona idiotka, bo naprawdę niczego się nie domyślałam. Myślałam, że jesteśmy normalną parą, bez większych problemów, ale jednak się myliłam. Zayn prowadził podwójne życie, a ja o niczym nie miałam pojęcia. Jako jedyna, bo przecież wszyscy naokoło wiedzieli. Nawet Cassie, moja najbliższa i jedyna przyjaciółka również nie była ze mną szczera. Ufałam im wszystkim bez wyjątku, bo przecież nie miałam nikogo poza nimi, a oszukiwanie mnie przychodziło im z taką łatwością. Naprawdę się na nich zawiodłam...
Kiedy po południu szykuję się do pracy słyszę dzwonienie mojej komórki. Na wyświetlaczu widzę imię mojej przyjaciółki. Chwilę się zastanawiam, ale w końcu decyduję się odebrać. Połączenia od Zayna ignoruję cały dzień. Okłamywał mnie przez dwa lata, więc teraz niech się pomartwi przez jeden dzień.
-Halo?- Odbieram połączenie.
-Hej Liv. Chciałam tylko zapytać czy wszystko w porządku? Martwimy się o ciebie.- Mówi.
-O jak miło. A czuję się wyśmienicie, nigdy nie było lepiej. W końcu mam przy sobie ludzi, którzy nigdy by mnie nie oszukali.- Odpowiadam sarkastycznie.
-Przepraszam cię, ale nie mogłam nic powiedzieć. Zrozum to nie była moja sprawa.- Tłumaczy się.
-Zrozum, zrozum... Słyszałam to już wiele razy i uwierz próbuję to zrozumieć, ale nie do końca mogę. Powiedz, jak mogę wybaczyć i zrozumieć DWA LATA kłamstw?- Pytam retorycznie i tak jak się spodziewałam odpowiada mi cisza.- Jeśli to już wszystko, to wybacz, ale muszę kończyć, bo śpieszę się do pracy.
-O będziesz dziś w kawiarni? Może tam porozmawiamy na spokojnie?- Pyta z nadzieją.
-Będę, w końcu to moja praca... No chyba, że to też jakieś kłamstwo i wcale tam nie pracuję.
-Oczywiście, że pracujesz.- Wzdycha.- To do zobaczenia?
-Do zobaczenia.- Odpowiadam obojętnie i kończę rozmowę.
Dopijam do końca moją już dzisiaj drugą kawę, po czym zabieram wszystkie potrzebne rzeczy i wychodzę z pokoju, w tym samym czasie zamawiając taksówkę. Na zewnątrz jest okropnie zimno i nie mam ochoty czekać nie wiadomo ile na jakiś autobus. Taksówkarz przyjeżdża po pięciu minutach, a po kolejnych dziesięciu jestem już na miejscu.
-Dzień dobry pani Clark.- Mówię wchodząc do kawiarni, w której jest tylko dwoje klientów.
-O dobrze, że jesteś Liv.- Zaczyna idąc na zaplecze, więc podążam za nią.- Będziesz musiała dzisiaj zostać sama w kawiarni, ponieważ mam pilną sprawę do załatwienia.- Wyjaśnia.
-Nie ma sprawy.- Wysilam się na lekki uśmiech.
-Jeśli nie zdążę dziś wrócić będziesz musiała zamknąć kawiarnię.- Tłumaczy.
-Spokojnie pani Clark. Wszystkim się zajmę.- Mówię i biorę od niej klucze, które wyciągnęła z kieszeni swojego fartuszka.
-Być może Cassie tutaj wpadnie, bo coś wspominała, więc będziesz miała towarzystwo.- Uśmiecha się, ściągając robocze ubranie.
Ja również się przebieram, po czym wychodzę na salę, by obsłużyć klientów. Kiedy kończę pani Clark wychodzi, a ja zostaję sama. W sumie nigdy wcześniej nie zajmowałam się sama kawiarnią. Zawsze była pani Clark, albo jakaś inna pracownica. Tym bardziej nigdy nie zamykałam. Trochę się boję, bo jeśli nawalę i ktoś w nocy się włamie... Dobra Liv to już paranoja. Wszystko będzie dobrze, po prostu będę robić to co zawsze.
Po godzinie od wyjścia pani Clark w kawiarni pojawia się Cassie.
-Jak sobie radzisz sama?- Pyta od razu.
-Całkiem nieźle. Nie ma dziś dużego ruchu.- Odpowiadam jakby nigdy nic.
-No dobra Liv... Musimy pogadać. Ja tak dalej nie mogę.- Wzdycha i ciągnie mnie na zaplecze. Ja tylko krzyżuję ręce na piersi i czekam aż zacznie.
-Wiem, że czujesz się teraz okropnie. Wiem, że cię zraniłam i naprawdę bardzo cię za to przepraszam. Teraz wiemy, że zrobiliśmy źle nic ci nie mówiąc, ale wtedy uważaliśmy, że tak będzie lepiej. Chcieliśmy cię po prostu chronić.- Mówi.
-Wiem, że uważacie mnie za dziecko, ale ja naprawdę już nim nie jestem i nie potrzebuję żebyście mnie ciągle przed czymś chronili. Sama umiem dać sobie radę.
-Robiliśmy to bo cię kochamy. Popełniłam błąd, ale teraz przyszłam go naprawić. Zależy mi na przyjaźni z tobą. Nie chcę cię stracić. Wybaczysz mi?
-Już ci wybaczyłam Cass, ale nie wiem, kiedy będę w stanie znów ci zaufać.- Mówię, a ona od razu się do mnie przytula.
-Obiecuję, że już nigdy się na mnie nie zawiedziesz.
-Dobra teraz chyba muszę wracać do pracy.- Mówię zauważając nowego klienta.
-Ja też będę już szła, bo obiecałam tacie, że w czymś mu pomogę. A i mama mówiła, że jak nie będzie dziś dużego ruchu to możesz zamknąć wcześniej.- Puszcza mi oczko, po czym wychodzi.
Nie wiem czy dobrze zrobiłam tak szybko się z nią godząc, ale nie potrafiłam inaczej. Jest dla mnie zbyt ważna żebym się mogła na nią długo gniewać.
Przez następne trzy godziny tak jak się spodziewałam nie było dużego ruchu. Jest już po dziewiętnastej, więc postanawiam, że będę powili zamykać. Zabieram się za zamiatanie podłogi, a później wycieram wszystkie stoliki. Idę na zaplecze i ściągam fartuch, kiedy nagle słyszę, że drzwi do kawiarni otwierają się. Wyglądam zza drzwi by sprawdzić kto to. Tak... to Zayn.
-Liv? Jesteś tutaj?- Pyta, bo narazie mnie nie widzi. Zastanawiam się przez chwilę czy się odezwać, ale w końcu dochodzę do wniosku, że przecież muszę i podchodzę do lady.
-Tak Zayn. Po co tutaj przyszedłeś?
-Nie odbierałaś przez cały dzień. Martwiłem się i chciałem porozmawiać.- Wyjaśnia podchodząc bliżej. Ja za to się cofam.
-Rozmawialiśmy wczoraj i jak to się skończyło...
-Wiem zawaliłem, ale gdybym mógł cofnąć czas, na pewno powiedział bym ci o wszystkim od razu.
-Zayn... To nie chodzi tylko o to, że mi nie powiedziałeś. Przecież to co robisz jest niebezpieczne i nielegalne. Przecież może ci się coś stać.
-O Liv... Czyli ty się o mnie martwisz.- Mówi z uśmiechem i podchodzi coraz bliżej mnie, patrząc mi prosto w oczy.
-Nie zapominaj o tym, że czuję się też zdradzona. Ufałam ci, a teraz... Teraz nawet nie wiem co jest prawdą, a co kłamstwem.- Wytykam mu.
-Powiedziałem ci wszystko. Już nic przed tobą nie ukrywam. Jeśli coś jeszcze chcesz wiedzieć, to pytaj. Nie wiem co jeszcze mam zrobić żebyś mi wybaczyła.
-Pocałuj mnie.- Co?! Czy ja serio to powiedziałam?! Jestem głupia. Ale nie mogłam mu się oprzeć, kiedy był tak blisko i tak na mnie patrzył.
-O co tylko prosisz.- Mówi z cwaniackim uśmieszkiem i od razu łączy nasze usta w pocałunku. A cała moja złość jakoś magicznie przemija. Kocham tego debila i nie chcę tracić ani jednego dnia na kłótnię z nim.
-Zamykasz już?- Pyta, kiedy kończymy pocałunek.
-Tak i tak nie ma żadnych klientów.- Wyjaśniam i zbieram swoje rzeczy.
-Masz zamiar wrócić do domu?- Pyta, kiedy zamykam drzwi do kawiarni.
-Chyba tak, ale muszę jechać po swoje rzeczy.
-Gdzie nocowałaś?
-Byłam w hotelu, nie miałam gdzie pójść.- Mówię.
-No to jedźmy.- Sugeruje, otwierając mi drzwi samochodu, na co się uśmiecham.
-Zayn... Muszę o coś zapytać.- Mówię po chwili ciszy, ponieważ od wczoraj po mojej głowie krąży pytanie, które nie daje mi spokoju,
-Pytaj.
-Czy ty... Czy kiedyś kogoś zabiłeś?- W końcu udaje mi się to z siebie wydusić. Widzę jak Zayn na chwilę wstrzymuje powietrze.
-Tak, ale musiałem to zrobić, żeby się bronić.- Wyjaśnia szybko.- Ale proszę nie myśl teraz, że jestem jakimś potworem.
-To wszystko jest dla mnie takie nowe, nie wiem co o tym myśleć.- Mówię zgodnie z prawdą. Trochę przeraża mnie to, że Zayn zabił człowieka, ale jeśli zrobił to w samoobronie... Nie wiem co bym zrobiła gdyby to on umarł.
-O czy to nie Harry?- Zauważam chłopaka, który wychodzi z bocznej uliczki.
-Cholera co on tutaj robi?!- Krzyczy zdenerwowany i zatrzymuje auto. W tym samym czasie słyszę strzał, a Harry upada na chodnik.
-Zayn!- Krzyczę z przerażenia, a do oczu napływają mi łzy.
-Spokojnie Liv, zostań tutaj.- Mówi szybko, po czym wysiada z samochodu i podbiega do Harry'ego. Nagle kogoś zauważa i wraca z powrotem.
-Widziałem go. Muszę jechać. Zostań z nim i zadzwoń na pogotowie. Wszystko będzie dobrze Liv musisz się uspokoić.- Mówi pośpiesznie, a ja tylko przytakuję i wysiadam z samochodu.
Podbiegam do Harry'ego, ale ten jest nieprzytomny. Wyciągam trzęsącymi się dłońmi telefon i wybieram numer na pogotowie. Opowiadam wszystko najdokładniej jak umiem, chociaż nie przychodzi mi to łatwo. Karetka ma być za pięć minut więc próbuję jakoś zatamować krwawienie. Wyciągam z torebki wszystkie chusteczki jakie mam i przykładam do rany na klatce piersiowej. To jednak niezbyt pomaga. Cały czas się trzęsę i nie mogę przestać płakać.
-Harry proszę obudź się, boję się.- Powtarzam cały czas mając nadzieję, że jakimś cudem się ocknie.
Po pięciu minutach, które wydawały się ciągnąć godzinę w końcu nadjeżdża karetka.
-Proszę się odsunąć. Teraz my się nim zajmiemy.- Słyszę i czuję jak ktoś odciąga mnie od Harry'ego.
-Liv, Liv! Już jestem.- Podbiega do mnie Zayn i od razu przytula. Gładzi moje włosy, a ja wtulam twarz w jego tors starając się uspokoić. Cały czas mam przed oczami ten przerażający widok. Tą krew i ciało Harry'ego bezwładnie opadające na ziemię.
-Musimy iść. Pojedziemy jutro rano do szpitala. Wszystko będzie dobrze.- Mówi i prowadzi mnie do samochodu.
-Nie chcę żeby on umarł Zayn.- Płaczę i nie mogę przestać. Chyba właśnie dopiero teraz mogłam doświadczyć czym tak naprawdę jest "praca" Zayna i z czym ona się wiąże.
-Nie umrze, a ten kto mu to zrobił, zapłaci za to.- Zapewnia.
-Złapałeś go?- Pytam już trochę spokojniej.
-Jeszcze nie, ale to tylko kwestia czasu.
Witamy wszystkich w nowym rozdziale :D
Co powiecie na taki obrót spraw? Zaskakujący?
Biedny Harry :(
OdpowiedzUsuń