sobota, 22 października 2016

#10 "Chciałem tylko zarobić trochę hajsu, a skończę martwy."

-Dzień dobry. W której sali leży Harry Styles?- Pyta Zayn, kiedy jesteśmy w szpitalu. Strasznie się denerwuję, ponieważ to co się stało wczoraj nadal nie daje mi spokoju. Jak to jest, że jedno wydarzenie zaraz pociąga za sobą ciąg innych? Nie byłam gotowa na coś takiego. Co ja mówię... Nigdy nie byłabym gotowa.
-Czy są państwo kimś z rodziny?- Pyta pielęgniarka w recepcji.
-Tak, to mój brat.- Zayn kłamie bez zawahania. Chociaż w takiej sytuacji to uzasadnione. Inaczej nic byśmy się nie dowiedzieli.
-W takim razie już sprawdzam, proszę chwilkę poczekać.- Mówi spokojnie kobieta. Jest taka spokojna, kiedy ja ledwo mogę oddychać. Strasznie się boję. Kiedy wczoraj zabierała go karetka wyglądał jak nieżywy.
-Proszę iść do pokoju lekarzy, tam znajdą państwo doktora Robertsa, który wszystko państwu wyjaśni.- Mówi, po chwili przewracania kartek w zeszycie.
Oboje z Zaynem idziemy w głąb korytarza w poszukiwania pokoju lekarzy. Nie zajmuje nam to dużo czasu i już po chwili stoimy przed odpowiednimi drzwiami. Chcę zapukać, ale Zayn po prostu wchodzi do środka. Wchodzę zaraz za nim i chwytam go za rękę, kiedy stajemy przed lekarzem.
-Kazano nam tutaj przyjść w sprawie Harry'ego Stylesa.- Informuje lekarza Zayn.
-Proszę siadać.- Proponuje mężczyzna i oboje wykonujemy jego polecenie.
-Czy dowiem się czegoś w końcu o moim bracie?- Zayn robi się coraz bardziej nerwowy. Ściskam jego dłoń, próbując go uspokoić.
-Spokojnie.- Zaczyna lekarz.- Pan Styles trafił wczoraj do nas w bardzo ciężkim stanie. Rana postrzałowa klatki piersiowej to nie przelewki. Robiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale niestety nie udało nam się go uratować.- Wyjaśnia wszystko, pod koniec ściszając głos.
-Ale jak to? On nie żyje?- Pytam bezsilnie przez łzy, które już spływają po moich policzkach.
-Przykro mi.- Powtarza lekarz.
-Czy mogę go jeszcze zobaczyć?- Pyta Zayn. Próbuje być twardy, ale widać po nim, że jest załamany. To straszne... Stracił dwoje przyjaciół w przeciągu tygodnia.
-Jeśli pan chce, to proszę za mną.- Lekarz wstaje i wychodzi z sali, a my idziemy za nim.
-Liv... Może ty zostań tutaj.- Mówi Zayn, kiedy docieramy pod drzwi, na których widnieje napis "kostnica". Ja tylko kiwam głową, zgadzając się z nim i siadam na krześle na korytarzu. Próbuję się uspokoić, chociaż przychodzi mi to z wielkim trudem. Nie mogę się pogodzić z tym, że Harry nie żyje. To już druga osoba, którą dobrze znałam... Tak bardzo nie chcę żeby było ich więcej.
Po pięciu minutach Zayn wraca z powrotem.
-Chodźmy już.- Mówi, a ja wstaję i wtulam się w jego bok.
Droga do domu mija nam w ciszy. Ani ja ani Zayn się nie odzywamy. Ja cały czas przed oczami mam obraz Harry'ego leżącego na ziemi, a Zayn... Nie wiem czy chcę wiedzieć co on teraz czuje i myśli.
-Obiecałem mu, że go pomszczę.- Wypala nagle, kiedy wchodzimy do mieszkania.
-Co?- Pytam, bo nie do końca rozumiem.
-W kostnicy... Obiecałem Harry'emu, że go pomszczę. Ja wiem kto go zabił i nie mogę pozwolić na to, żeby sobie spokojnie chodził po mieście. Zapłaci za to co zrobił.- Mówi, jakby był w jakimś amoku.
-Spokojnie Zayn. Chyba powinieneś się położyć.- Proponuję i ściągam jego kurtkę, po czym wieszam ją na wieszaku.
-Pokazać ci go? Pokazać ci tego chuja?- Pyta, ignorując moją wcześniejszą prośbę.
-Tak, pokaż.- Wzdycham i zgadzam się, bo inaczej chyba nie da się z nim teraz porozmawiać. Zachowuje się strasznie dziwnie, jeszcze nigdy nie widziałam go w takim amoku.
-Chodź.- Mówi i prowadzi mnie do swojego gabinetu. Tam wyciąga jakąś teczkę z biurka, a z niej zdjęcie jakiegoś mężczyzny.-To on.- Wręcza mi fotografię.
-Skąd wiesz?- Pytam.
-Prawie go wczoraj złapałem, ale jakoś udało mi się uciec. To Louis Tomlinson, też handluje, ale to inna historia.- Wyjaśnia, ja oddaję mu zdjęcie, a on chowa wszystko z powrotem do biurka.
-Czy ty chcesz go zabić?- Pytam, kiedy wracamy do sypialni.
-Jeszcze nie wiem, ale musi zapłacić za to co zrobił. Chyba sama rozumiesz. Harry był naszym przyjacielem. Chcesz żeby Tomlinson nie poniósł żadnej kary?
-Nie, ale czy nie możesz po prostu zadzwonić na policję?
-Oj Liv, jeszcze dużo się musisz nauczyć.
-Nie chcę żebyś miał kłopoty.- Mówię i siadam na łóżko.
-To nie ja będę je miał.- Odpowiada uśmiechając się i kładzie się obok mnie.-Po prostu obiecaj mi, że jeśli gdzieś go zobaczysz to od razu dasz mi znać.
-Okej, obiecuję.- Zgadzam się i układam wygodnie obok niego.

Louis

To dzisiaj. Pogrzeb tego chłopaka, którego postrzeliłem kilka dni temu. Miał chyba na imię Harry. Nawet go nie znałem, ale gdy tylko zobaczyłem, że sprzedaje dragi po mojej stronie miasta musiałem coś zrobić. Nie chciałem go zabić. Nie jestem taki. Chciałem go tylko zranić żeby się przestraszył... A teraz on nie żyje i to przeze mnie. Tamtego wieczoru udało mi się uciec przed Zaynem, gdyby mnie wtedy złapał, pewnie by mnie tutaj nie było. Malik jest nieobliczalny, dlatego wyjechałem za miasto i teraz się ukrywam. Sumienie jednak ciągle nie dawało mi spokoju. Musiałem tutaj dzisiaj przyjść. Stoję kilkanaście metrów dalej od całego tłumu, tak, że nikt mnie nie widzi, ale jestem.

-Stary gdzie ty byłeś tyle czasu?- Pyta Derek, gdy tylko pojawiam się w jego mieszkaniu, już po pogrzebie.
-Muszę się ukrywać.- Zaczynam.
-Co? Niby dlaczego?
-Zabiłem Harry'ego, jednego z grupy Zayna, a on widział, że to byłem ja.- Wyjaśniam wszystko po krótce.
-Miałeś powód żeby go zabić?- Pyta.
-Tak, złamał zasady, musiałem zareagować.- Odpowiadam pewnie.
-W takim razie nie musisz się bać. Zayn chyba zna zasady.- Siada na krześle krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Sam wiesz, że Malik jest psycholem. Nie odpuści.
-W sumie racja. Ale co chcesz zrobić? Ukrywać się do końca życia?
-Sam nie wiem... Poczekam aż to wszystko ucichnie, a później będę starał się nie rzucać w oczy Malikowi.- Przedstawiam mu mój plan, który tak naprawdę jest beznadziejny. Dobrze wiem, że Zayn nigdy nie odpuści. Musi się na mnie zemścić i tylko, kiedy mnie zabije będzie w pełni usatysfakcjonowany. Boże w co ja się wpakowałem... Chciałem tylko zarobić trochę hajsu, a skończę martwy.
-Dobra stary, jakby co to pamiętaj, że ja zawszę będę z tobą.- Mówi i wstaje z krzesła.
-Dzięki Derek, a teraz będę się już zbierał. Muszę poszukać sobie jakiegoś motelu daleko za miastem. Gdyby coś to nie widziałeś mnie od tygodnia.- Mówię, po czym żegnam się z nim i wychodzę.


czwartek, 13 października 2016

#9 "Czy kiedyś kogoś zabiłeś?"

Olivia

Piąta trzydzieści rano, a ja leżę na hotelowym łóżku i wpatruję się w sufit. Przez całą noc nawet na sekundę nie mogłam zmrużyć oczu. To wszystko co wydarzyło się wczoraj... Cała ta sytuacja mnie przerosła. Czuję się jak skończona idiotka, bo naprawdę niczego się nie domyślałam. Myślałam, że jesteśmy normalną parą, bez większych problemów, ale jednak się myliłam. Zayn prowadził podwójne życie, a ja o niczym nie miałam pojęcia. Jako jedyna, bo przecież wszyscy naokoło wiedzieli. Nawet Cassie, moja najbliższa i jedyna przyjaciółka również nie była ze mną szczera. Ufałam im wszystkim bez wyjątku, bo przecież nie miałam nikogo poza nimi, a oszukiwanie mnie przychodziło im z taką łatwością. Naprawdę się na nich zawiodłam...

Kiedy po południu szykuję się do pracy słyszę dzwonienie mojej komórki. Na wyświetlaczu widzę imię mojej przyjaciółki. Chwilę się zastanawiam, ale w końcu decyduję się odebrać. Połączenia od Zayna ignoruję cały dzień. Okłamywał mnie przez dwa lata, więc teraz niech się pomartwi przez jeden dzień.
-Halo?- Odbieram połączenie.
-Hej Liv. Chciałam tylko zapytać czy wszystko w porządku? Martwimy się o ciebie.- Mówi.
-O jak miło. A czuję się wyśmienicie, nigdy nie było lepiej. W końcu mam przy sobie ludzi, którzy nigdy by mnie nie oszukali.- Odpowiadam sarkastycznie.
-Przepraszam cię, ale nie mogłam nic powiedzieć. Zrozum to nie była moja sprawa.- Tłumaczy się.
-Zrozum, zrozum... Słyszałam to już wiele razy i uwierz próbuję to zrozumieć, ale nie do końca mogę. Powiedz, jak mogę wybaczyć i zrozumieć DWA LATA kłamstw?- Pytam retorycznie i tak jak się spodziewałam odpowiada mi cisza.- Jeśli to już wszystko, to wybacz, ale muszę kończyć, bo śpieszę się do pracy.
-O będziesz dziś w kawiarni? Może tam porozmawiamy na spokojnie?- Pyta z nadzieją.
-Będę, w końcu to moja praca... No chyba, że to też jakieś kłamstwo i wcale tam nie pracuję.
-Oczywiście, że pracujesz.- Wzdycha.- To do zobaczenia?
-Do zobaczenia.- Odpowiadam obojętnie i kończę rozmowę.
Dopijam do końca moją już dzisiaj drugą kawę, po czym zabieram wszystkie potrzebne rzeczy i wychodzę z pokoju, w tym samym czasie zamawiając taksówkę. Na zewnątrz jest okropnie zimno i nie mam ochoty czekać nie wiadomo ile na jakiś autobus. Taksówkarz przyjeżdża po pięciu minutach, a po kolejnych dziesięciu jestem już na miejscu.
-Dzień dobry pani Clark.- Mówię wchodząc do kawiarni, w której jest tylko dwoje klientów.
-O dobrze, że jesteś Liv.- Zaczyna idąc na zaplecze, więc podążam za nią.- Będziesz musiała dzisiaj zostać sama w kawiarni, ponieważ mam pilną sprawę do załatwienia.- Wyjaśnia.
-Nie ma sprawy.- Wysilam się na lekki uśmiech.
-Jeśli nie zdążę dziś wrócić będziesz musiała zamknąć kawiarnię.- Tłumaczy.
-Spokojnie pani Clark. Wszystkim się zajmę.- Mówię i biorę od niej klucze, które wyciągnęła z kieszeni swojego fartuszka.
-Być może Cassie tutaj wpadnie, bo coś wspominała, więc będziesz miała towarzystwo.- Uśmiecha się, ściągając robocze ubranie.
Ja również się przebieram, po czym wychodzę na salę, by obsłużyć klientów. Kiedy kończę pani Clark wychodzi, a ja zostaję sama. W sumie nigdy wcześniej nie zajmowałam się sama kawiarnią. Zawsze była pani Clark, albo jakaś inna pracownica. Tym bardziej nigdy nie zamykałam. Trochę się boję, bo jeśli nawalę i ktoś w nocy się włamie... Dobra Liv to już paranoja. Wszystko będzie dobrze, po prostu będę robić to co zawsze.
Po godzinie od wyjścia pani Clark w kawiarni pojawia się Cassie.
-Jak sobie radzisz sama?- Pyta od razu.
-Całkiem nieźle. Nie ma dziś dużego ruchu.- Odpowiadam jakby nigdy nic.
-No dobra Liv... Musimy pogadać. Ja tak dalej nie mogę.- Wzdycha i ciągnie mnie na zaplecze. Ja tylko krzyżuję ręce na piersi i czekam aż zacznie.
-Wiem, że czujesz się teraz okropnie. Wiem, że cię zraniłam i naprawdę bardzo cię za to przepraszam. Teraz wiemy, że zrobiliśmy źle nic ci nie mówiąc, ale wtedy uważaliśmy, że tak będzie lepiej. Chcieliśmy cię po prostu chronić.- Mówi.
-Wiem, że uważacie mnie za dziecko, ale ja naprawdę już nim nie jestem i nie potrzebuję żebyście mnie ciągle przed czymś chronili. Sama umiem dać sobie radę.
-Robiliśmy to bo cię kochamy. Popełniłam błąd, ale teraz przyszłam go naprawić. Zależy mi na przyjaźni z tobą. Nie chcę cię stracić. Wybaczysz mi?
-Już ci wybaczyłam Cass, ale nie wiem, kiedy będę w stanie znów ci zaufać.- Mówię, a ona od razu się do mnie przytula.
-Obiecuję, że już nigdy się na mnie nie zawiedziesz.
-Dobra teraz chyba muszę wracać do pracy.- Mówię zauważając nowego klienta.
-Ja też będę już szła, bo obiecałam tacie, że w czymś mu pomogę. A i mama mówiła, że jak nie będzie dziś dużego ruchu to możesz zamknąć wcześniej.- Puszcza mi oczko, po czym wychodzi.
Nie wiem czy dobrze zrobiłam tak szybko się z nią godząc, ale nie potrafiłam inaczej. Jest dla mnie zbyt ważna żebym się mogła na nią długo gniewać.
Przez następne trzy godziny tak jak się spodziewałam nie było dużego ruchu. Jest już po dziewiętnastej, więc postanawiam, że będę powili zamykać. Zabieram się za zamiatanie podłogi, a później wycieram wszystkie stoliki. Idę na zaplecze i ściągam fartuch, kiedy nagle słyszę, że drzwi do kawiarni otwierają się. Wyglądam zza drzwi by sprawdzić kto to. Tak... to Zayn.
-Liv? Jesteś tutaj?- Pyta, bo narazie mnie nie widzi. Zastanawiam się przez chwilę czy się odezwać, ale w końcu dochodzę do wniosku, że przecież muszę i podchodzę do lady.
-Tak Zayn. Po co tutaj przyszedłeś?
-Nie odbierałaś przez cały dzień. Martwiłem się i chciałem porozmawiać.- Wyjaśnia podchodząc bliżej. Ja za to się cofam.
-Rozmawialiśmy wczoraj i jak to się skończyło...
-Wiem zawaliłem, ale gdybym mógł cofnąć czas, na pewno powiedział bym ci o wszystkim od razu.
-Zayn... To nie chodzi tylko o to, że mi nie powiedziałeś. Przecież to co robisz jest niebezpieczne i nielegalne. Przecież może ci się coś stać.
-O Liv... Czyli ty się o mnie martwisz.- Mówi z uśmiechem i podchodzi coraz bliżej mnie, patrząc mi prosto w oczy.
-Nie zapominaj o tym, że czuję się też zdradzona. Ufałam ci, a teraz... Teraz nawet nie wiem co jest prawdą, a co kłamstwem.- Wytykam mu.
-Powiedziałem ci wszystko. Już nic przed tobą nie ukrywam. Jeśli coś jeszcze chcesz wiedzieć, to pytaj. Nie wiem co jeszcze mam zrobić żebyś mi wybaczyła.
-Pocałuj mnie.- Co?! Czy ja serio to powiedziałam?! Jestem głupia. Ale nie mogłam mu się oprzeć, kiedy był tak blisko i tak na mnie patrzył.
-O co tylko prosisz.- Mówi z cwaniackim uśmieszkiem i od razu łączy nasze usta w pocałunku. A cała moja złość jakoś magicznie przemija. Kocham tego debila i nie chcę tracić ani jednego dnia na kłótnię z nim.
-Zamykasz już?- Pyta, kiedy kończymy pocałunek.
-Tak i tak nie ma żadnych klientów.- Wyjaśniam i zbieram swoje rzeczy.
-Masz zamiar wrócić do domu?- Pyta, kiedy zamykam drzwi do kawiarni.
-Chyba tak, ale muszę jechać po swoje rzeczy.
-Gdzie nocowałaś?
-Byłam w hotelu, nie miałam gdzie pójść.- Mówię.
-No to jedźmy.- Sugeruje, otwierając mi drzwi samochodu, na co się uśmiecham.
-Zayn... Muszę o coś zapytać.- Mówię po chwili ciszy, ponieważ od wczoraj po mojej głowie krąży pytanie, które nie daje mi spokoju,
-Pytaj.
-Czy ty... Czy kiedyś kogoś zabiłeś?- W końcu udaje mi się to z siebie wydusić. Widzę jak Zayn na chwilę wstrzymuje powietrze.
-Tak, ale musiałem to zrobić, żeby się bronić.- Wyjaśnia szybko.- Ale proszę nie myśl teraz, że jestem jakimś potworem.
-To wszystko jest dla mnie takie nowe, nie wiem co o tym myśleć.- Mówię zgodnie z prawdą. Trochę przeraża mnie to, że Zayn zabił człowieka, ale jeśli zrobił to w samoobronie... Nie wiem co bym zrobiła gdyby to on umarł.
-O czy to nie Harry?- Zauważam chłopaka, który wychodzi z bocznej uliczki.
-Cholera co on tutaj robi?!- Krzyczy zdenerwowany i zatrzymuje auto. W tym samym czasie słyszę strzał, a Harry upada na chodnik.
-Zayn!- Krzyczę z przerażenia, a do oczu napływają mi łzy.
-Spokojnie Liv, zostań tutaj.- Mówi szybko, po czym wysiada z samochodu i podbiega do Harry'ego. Nagle kogoś zauważa i wraca z powrotem.
-Widziałem go. Muszę jechać. Zostań z nim i zadzwoń na pogotowie. Wszystko będzie dobrze Liv musisz się uspokoić.- Mówi pośpiesznie, a ja tylko przytakuję i wysiadam z samochodu.
Podbiegam do Harry'ego, ale ten jest nieprzytomny. Wyciągam trzęsącymi się dłońmi telefon i wybieram numer na pogotowie. Opowiadam wszystko najdokładniej jak umiem, chociaż nie przychodzi mi to łatwo. Karetka ma być za pięć minut więc próbuję jakoś zatamować krwawienie. Wyciągam z torebki wszystkie chusteczki jakie mam i przykładam do rany na klatce piersiowej. To jednak niezbyt pomaga. Cały czas się trzęsę i nie mogę przestać płakać.
-Harry proszę obudź się, boję się.- Powtarzam cały czas mając nadzieję, że jakimś cudem się ocknie.
Po pięciu minutach, które wydawały się ciągnąć godzinę w końcu nadjeżdża karetka.
-Proszę się odsunąć. Teraz my się nim zajmiemy.- Słyszę i czuję jak ktoś odciąga mnie od Harry'ego.
-Liv, Liv! Już jestem.- Podbiega do mnie Zayn i od razu przytula. Gładzi moje włosy, a ja wtulam twarz w jego tors starając się uspokoić. Cały czas mam przed oczami ten przerażający widok. Tą krew i ciało Harry'ego bezwładnie opadające na ziemię.
-Musimy iść. Pojedziemy jutro rano do szpitala. Wszystko będzie dobrze.- Mówi i prowadzi mnie do samochodu.
-Nie chcę żeby on umarł Zayn.- Płaczę i nie mogę przestać. Chyba właśnie dopiero teraz mogłam doświadczyć czym tak naprawdę jest "praca" Zayna i z czym ona się wiąże.
-Nie umrze, a ten kto mu to zrobił, zapłaci za to.- Zapewnia.
-Złapałeś go?- Pytam już trochę spokojniej.
-Jeszcze nie, ale to tylko kwestia czasu.

                                                                                                                  
Witamy wszystkich w nowym rozdziale :D
Co powiecie na taki obrót spraw? Zaskakujący?



wtorek, 4 października 2016

#8 "Muszę się jakoś oswoić z myślą, że wszyscy moi bliscy mnie zdradzili."

Dwa lata później
Olivia

Końcówka lutego. Deszcz miesza się ze śniegiem tworząc marznące krople. Jest okropnie zimno. A gdzie ja jestem? Stoję na cmentarzu przed jeszcze niezasypanym grobem. Wszyscy w ciszy spoglądają na trumnę, nikt się nie odzywa, tylko ksiądz wypowiada ostatnie zdania monologu. Przytulam się do Zayna, by chociaż trochę się ogrzać, a on oplata swoje ramiona wokół mnie. W końcu grabarze zasypują dół z trumną i przykrywają go kamienną tablicą. Wtedy dopiero słyszę ciche szlochania kilku kobiet, które tak naprawdę widzę pierwszy raz w życiu.
-Chodźmy już.- Mówi mój chłopak, kiedy ja nadal obserwuję ludzi dookoła mnie. Kiwam tylko głową zgadzając się i oboje odchodzimy. Odwracam się jeszcze by ostatni raz spojrzeć na kamienną tablicę z napisem Scott Griffin. Nadal nie mogę uwierzyć, że nie ma go już z nami. Znałam go dwa lata i mimo tego, że był szefem Zayna to wszyscy świetnie się dogadywaliśmy i myślę, że mogłabym go nazwać przyjacielem. Zginął w wypadku samochodowym, naprawdę strasznym wypadku. Nie widziałam tego na własne oczy, ale po stanie samochodu, nie mówiąc już o stanie Scotta mogę śmiało stwierdzić, że to była jakaś wielka katastrofa drogowa.
-Wszystko dobrze?- Pyta Zayn, kiedy wsiadamy do samochodu.
-Tak, po prostu się zamyśliłam.- Odpowiadam zgodnie z prawdą.- Jedźmy już do domu, bo naprawdę przemarzłam.- Proszę.
-Tak, ja też. Aż mam ochotę na jakąś gorącą czekoladę.- Uśmiecha się do mnie.
-Jak już o tym wspomniałaś to musisz mi teraz zrobić.- Odwzajemniam uśmiech i zapinam pasy. Kilkanaście minut później jesteśmy już w naszym mieszkaniu. Mieszkamy tutaj już ponad dwa lata, a ona nadal mi się nie znudziło. Być może to dlatego, że mieszkam w nim z osobą, którą kocham. Nie powiem to mieszkanie przeszło już naprawdę dużo. Od kłótni i porozbijanych talerzy do ciepłych słów i naprawdę cudownych chwil. Żadnej z tych rzeczy nigdy nie zapomnę, ponieważ kształtowały one nasze charaktery i nasz związek. Potrzebowaliśmy wielu kłótni by zrozumieć swoje potrzeby, ale jeszcze więcej poważnych rozmów, które pozwoliły nam zrozumieć siebie nawzajem.
Przez te dwa lata naprawdę dużo się zmieniło, chociaż mogłoby się zdawać, że wszystko jest tak samo. Przede wszystkim oboje wydorośleliśmy. Zayn ma już dwadzieścia lat... Ja też niedługo będę pełnoletnia... Ten czas naprawdę szybko zleciał. 

Przez to, że zaczęłam pracować spędzaliśmy z Zaynem trochę mniej czasu, co paradoksalnie zbliżyło nas do siebie. Zaczęliśmy wykorzystywać każą wspólną chwilę jak najlepiej. Czułam się cudownie, kiedy Zayn tak bardzo starał się być dla mnie jak najlepszy. Poznałam lepiej tą jego romantyczną i czułą stronę. Miałam też jednak okazję by zobaczyć tą bardziej mroczną. Bywały takie dni, kiedy wracał do domu po pracy, zamykał się z gabinecie i lepiej było się do niego nie odzywać. Nigdy mnie nie uderzył, ale czasami miałam wrażenie, że ma ochotę to zrobić. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, przez co wiem, że jestem dla niego kimś ważnym. Kocham go takiego jakim jest. Przyzwyczaiłam się już do tych jego nagłych wybuchów i czasami nawet myślę, że chyba nie umiałabym bez nich żyć. Po prostu chyba było by nudno bez tych naszych kłótni. W końcu podobno zdajemy sobie sprawę z tego jaki ktoś jest dla nas ważny nie wtedy, kiedy jest wszystko dobrze, ale kiedy możemy tego kogoś stracić.
-Popatrz co mam.- Mówi wchodząc do salonu z dwoma kubkami gorącej czekolady i kocem.
-O tak, kocham cię.- Biorę od niego kocyk i od razu się nim przykrywam, przyciągając kolana pod brodę.
Zayn siada obok mnie i podaje mi jeden z kubków. Biorę go od niego i od razu czuję jak ogrzewają mi się dłonie.

Nagle w pokoju rozbrzmiewa dźwięk telefonu Zayna. Ten od razu wyciąga urządzenie z kieszeni i odbiera połączenie. Przysłuchuję się jego rozmowie, ale i tak nic nie rozumiem, więc czekam aż Zayn skończy i sam o wszystkim mi powie.
-Musisz mi wybaczyć, ale muszę się spotkać z Liamem i resztą. Chodzi o sprawy warsztatu, rozumiesz.- Wyjaśnia.
-Tak, teraz kiedy Scott... Musisz jechać.
-Wrócę najszybciej jak to będzie możliwe.- Zapewnia, po czym cmoka mnie w usta i zabierając kluczyki do samochodu wychodzi.

Zayn

Wchodzę do warsztatu tylnym wejściem i spotykam w środku Liama, Harry'ego i Davida Clarka, który również z nami współpracuje.
-Dorze, że już jesteś.- Zaczyna Liam.- Teraz, kiedy Scott nie żyje musimy wybrać nowego lidera.- Oznajmia.
-Będziemy głosować czy coś?- Pytam, bo nigdy jeszcze nie byłem w takiej sytuacji.
-Kiedy cię nie było trochę o tym gadaliśmy i stwierdziliśmy, że ty będziesz odpowiedni.- Mówi Harry.
-Fajnie będzie mieć "władzę", ale myślałem bardziej o którymś z was.- Pokazuję na Liama i Harry'ego.- W końcu ja jestem w tym najkrócej.
-Masz taki charakter, że na pewno dasz radę. Znamy cię dobrze.
-Mówiąc "taki charakter" masz na myśli oczywiście moje dobre serce i dążenie do kompromisów.- Śmieję się.
-No pewnie, przecież nie chodziło mi o twoją chęć mordu na każdym kto cię wkurzy.- Mówi sarkastycznie Payne.
-No dobra skończmy już to. Zgadzam się.
-Jest jeszcze jedna sprawa... Dotycząca bardziej ciebie i Liv.- Zaczął Liam.
-Chyba wiem co masz na myśli. Chcesz żebym jej o wszystkim powiedział?
-Gadaliśmy już kiedyś o tym i znasz nasze zdanie. To już trwa dwa lata. Dwa lata w kłamstwie.
-Ale jak ja mam jej o tym powiedzieć? A teraz jak o niczym nie wie jest dobrze, żyje sobie spokojnie, nie musi się martwić...
-Z doświadczenia wiem, że lepiej jak najbliżsi znają prawdę.- Wtrąca się Clark. W sumie on może coś o tym wiedzieć, przecież ma żonę i córkę, które wiedzą o wszystkim.
-W końcu będzie musiała się dowiedzieć, a jak myślisz lepiej zniesie dwa lata kłamstw czy więcej?
-Może i macie rację... Muszę to jeszcze wszystko przemyśleć.
-Zrobisz jak uważasz, ale my chcemy dla was tyko jak najlepiej.- Kończy Harry.
-Dobra dzięki wam, ale będę już jechał.- Mówię, po czym opuszczam warsztat.
Mijają jednak prawie dwie godziny, kiedy w końcu docieram do mieszkania. Potrzebowałem czasu, żeby sobie to wszystko przemyśleć. Teraz, kiedy cały "warsztat" spadł na mnie będę miał więcej obowiązków, będę musiał wyjeżdżać... Dlatego postanowiłem, że muszę powiedzieć Olivii całą prawdę. Nie wiem jak zareaguje, ale ma prawo wiedzieć. Jeśli mnie znienawidzi i będzie chciała odejść, będę musiał się z tym pogodzić, ale jeśli zostanie ze mną mimo wszystko będę wiedział, że to ta jedyna, odpowiednia kobieta.
Wchodzę do mieszkania i zastaję Liv siedzącą na kanapie pod kocem i oglądającą jakiś film.
-Hej mała, wróciłem.- Oznajmiam i siadam na kanapie twarzą do niej.
-Coś się stało?- Pyta od razu i wyłącza telewizor.
-Musimy porozmawiać.- Mówię poważnie.
-Boże Zayn mów, bo zaraz dostanę zawału...- Jest zaniepokojona.
-Powiem ci teraz coś naprawdę ważnego, coś co pewnie ci się nie spodoba, ale proszę wysłuchaj mnie do końca i proszę nie zmieniaj o mnie zdania, mimo wszystko.
-Zayn ja naprawdę zaczynam się bać, proszę cię mów. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że masz kogoś innego i mam się wynosić?- Jej głos drży.
-Nie! Na miłość boską jak mogłaś tak w ogóle pomyśleć.- Odpowiadam szybko.
-Uff więc dobrze, słucham co chcesz mi powiedzieć.- Chwyta moją dłoń próbując dodać mi otuchy. 
-Więc... To zaczęło się dwa lata temu. Pamiętasz jak codziennie szukałem pracy, ale nigdzie nie chcieli mnie przyjąć?- Kiwa głową i każe mówić mi dalej.- Pewnego dnia spotkałem Liama. Ale to nie było takie zwykłe spotkanie, ja w pewnym sensie go uratowałem, bo on... On sprzedawał narkotyki na ulicy i o mało co nie zgarnęły go gliny. Powiedział wtedy, że jest moim dłużnikiem, a ja wpadłem na pomysł jak mógłbym zarobić pieniądze. Powiedział, że w miesiąc będzie mnie stać na to mieszkanie. Nie mogłem zaprzepaścić takiej szansy. Potrzebowaliśmy pieniędzy, chciałem żeby było nam jak najlepiej. Liam zgodził mi się pomóc. Poznał mnie ze Scottem, a on przyjął mnie do swojej grupy. I nie, wcale nie pracowałem w warsztacie, chociaż zdarzało się, że zajmowałem się też samochodami. Ja po prostu handlowałem narkotykami, brałem udział w wyścigach i razem z ojcem Cassie nielegalnie sprowadzaliśmy samochody. Wiem, że to brzmi okropnie, ale ja naprawdę nie miałem innego wyjścia. Spróbuj mnie zrozumieć, proszę Liv, ja zrobiłem to bo cię kocham.- Ona jednak wyrywa swoją dłoń i mruga kilka razy próbując to wszystko przeanalizować.
-I to wszystko trwa już dwa lata?- Kiwam głową w odpowiedzi.- A to super! Okłamywałeś mnie przez dwa lata. Dwa pieprzone lata myślałam, że mój chłopak jest zwykłym pracownikiem warsztatu samochodowego, który spełnia się zawodowo!- Podnosi głos, chociaż wcale się jej nie dziwię.
-Zrozum Liv, bałem się jak zareagujesz, albo, że jeśli będziesz już wiedzieć, to zrobisz coś głupiego.- Tłumaczę.
-Wszyscy mnie okłamywaliście, wszyscy! Czuję się jak skończona idiotka! Jak mogłam się niczego nie domyślić?!- Wstaje i idzie do sypialni.
-Liv co robisz? Uspokój się.- Idę za nią, kiedy wyciąga walizkę i zaczyna pakować swoje rzeczy.
-Zostaw mnie Zayn, po prostu mnie zostaw! Nie wiem jak mogłeś mi to zrobić?! Co jeśli znalazłabym cię kiedyś zadźganego w jakiejś ciemnej uliczce? Nie wiedziałabym nawet dlaczego, bo ty nie miałeś na tyle odwagi, by mi o wszystkim powiedzieć.- Wrzuca do walizki rzeczy, a ja nie próbuję jej nawet powstrzymać, bo wiem, że i tak to nic nie da.
-Bałem się właśnie czegoś takiego wiesz. Że nie będziesz umiała zrozumieć, że mnie znienawidzisz...
-Nie nienawidzę cię Zayn. Czuję się po prostu oszukana i zraniona.- Zasówa torbę.
-Gdzie chcesz teraz iść?- Pytam bezsilnie.
-Nie wiem, ale nie mam ochoty teraz nawet na ciebie patrzeć. Potrzebuję czasu i samotności. Muszę się jakoś oswoić z myślą, że wszyscy moi bliscy mnie zdradzili.- Po tych słowach opuszcza mieszkania, zostawiając mnie samego i kompletnie bezsilnego.

                                                                                                                      

Witamy w kolejnym rozdziale, tym razem z małym przeskokiem czasowym :D
Dajcie znać jak wam się podobał i czy spodziewaliście się takiego obrotu spraw :)
P.S. Przepraszamy za małe opóźnienie ;)


sobota, 24 września 2016

#7 "Nie musisz się martwić"

-Zayn, muszę iść.- Mówię, kiedy leżymy razem w sypialni i jest naprawdę cudownie, a ja najchętniej zostałabym tutaj z nim cały dzień, ale za godzinę mam spotkać się z Cassie.
-Właśnie, że nie musisz.- Mruczy, delikatnie całując moją szyję.
-No dobrze, pięć minut.- Uśmiecham się i przekręcam tak, że teraz leżę na nim, a głowę układam na jego torsie. Jest tak idealnie. Spokojnie i cicho. Jesteśmy tylko my. W końcu nikt nie dzwoni, żeby Zayn jak najszybciej zjawił się w warsztacie, ani żeby gdzieś pojechał. Takie chwile lubię najbardziej. Nie kłócimy się, ani nie krzyczymy. Po prostu leżymy i cieszymy się swoją obecnością.
-Okej to tyle tego dobrego.- Całuję przelotnie Zayna w usta, po czym szybko wstaje i podchodzę do szafy.
-Eeej jak mogłaś, było mi tak wygodnie.- Narzeka i przewraca się na bok, by móc na mnie popatrzeć.
-Nie chcę stracić jedynej okazji na przyjaźń.- Tłumaczę, przeglądając ubrania.
-Czemu jedynej? Na pewno jeszcze jakaś się trafi... kiedyś.- Śmieje się.
-Wolę jednak nie ryzykować. A co? Masz coś przeciwko temu żebym się z nią spotkała?- Pytam dla pewności.
-Sam ci ją, jak i resztę przedstawiłem, więc nie.- Zapewnia.
-To dobrze.- Mówię krótko, wyciągając z szafy czarne rurki i czarną koszulkę z Adidasa.
Zabieram rzeczy ze sobą i idę do łazienki, tam biorę szybki prysznic, robię makijaż, układam włosy i w końcu się ubieram.
-Czterdzieści minut... No całkiem nieźle.- Słyszę, kiedy wracam z powrotem do sypialni.
-Nie powiem kto tutaj układa włosy przez piętnaście minut.
-Okej to nie mów.- Śmieje się.
-A idź ty.- Rzucam w niego poduszką i szybko opuszczam pomieszczenie.
Wpakowuje do torebki wszystkie potrzebne mi rzeczy i w końcu jestem gotowa. A zostało mi jeszcze pięć minut. Brawo dla mnie.
-Jeśli będziesz chciała wracać, to zadzwoń do mnie, przyjadę po ciebie.- Oferuje brunet, opierając się o ścianę.
-Okej dziękuję.- Mówię, po czym siadam na podłodze by założyć buty. Zayn tylko uśmiecha się na ten widok.
-Gdyby coś się działo od razu dzwoń, rozumiesz?
-Tak, tak. Nie musisz się martwić. Kocham cię.- Cmokam go w usta, po czym zabieram kurtkę i wychodzę z mieszkania.
-Ja ciebie też.- Słyszę za swoimi plecami, co powoduje, że się uśmiecham.
Zjeżdżam windą na sam dół, gdzie spotykam Cassie, która spędziła noc u Liama.
-O świetnie wyglądasz.- Komplementuje mnie, po czym mocno przytula.
-Dzięki. Ty też, ale to już pewnie wiesz.
-Pewnie, że wiem.- Śmieje się.- A teraz chodźmy, bo zamówiłam taksówkę i już pewnie czeka.- Rusza w kierunku wyjścia, a ja idę za nią. I faktycznie przed wejściem czeka już na nas żółty samochód.
-Do centrum prosimy.- Brunetka zwraca się do kierowcy, a ten rusza z miejsca.
Po kilku minutach jesteśmy już w ogromnym centrum handlowym.
-Gdzie idziemy najpierw?- Pytam.
-Co powiesz na Starbucksa? Posiedzimy, pogadamy, a przy okazji wypijemy jakąś kawę.- Proponuję, a ja się zgadzam i obie kierujemy się w stronę ruchomych schodów, bo kawiarnia znajduje się piętro wyżej.
Kiedy już odbieramy nasze zamówienia, zajmujemy jeden z wolnych stolików.
-Jak poznałaś Zayna?- Pytam, by zacząć rozmowę.
-W sumie tak jak Liama i Harry'ego. Firma mojego taty współpracuje z warsztatem Scotta, więc znam stamtąd sporo osób.- Opowiada.- Do jakiej chodzisz szkoły, bo nigdy cię nie widziałam w mojej.- Pyta.
-Aktualnie do żadnej. Tak jakby trochę ukrywam się przed światem, więc muszę jakoś przetrwać bez szkoły do osiemnastki.- Wyjaśniam.
-Jak to ukrywasz się przed światem?
-Uciekłam z sierocińca i naprawdę nie chcę tam wracać. Zayn nic nie wspominał?
-W sumie nigdy jakoś o tym nie rozmawialiśmy.- Wzrusza ramionami.- A tak w ogóle to co ty robisz? Nie chodzisz do szkoły, pewnie też nie pracujesz... Współczuje ciągłego siedzenia w domu.
-Jest ciężko, tym bardziej, że Zayna częściej nie ma niż jes.- Zwierzam się.- A co do pracy, to chciałam coś znaleźć, ale jakoś nie było okazji, tak w ogóle nie wiem czy ktoś by przyjął szesnastolatkę i to bez wykształcenia.
-Moja mama ma kawiarnię i wspominała coś, że przydałaby się jej jakaś pomoc. Mogę z nią pogadać jeśli chcesz.- Proponuje Cassie.
-Było by fajnie, ale jeśli się nie zgodzi to okej.
-Myślę, że się zgodzi. Dam ci znać dziś wieczorem jak będę wiedziała na sto procent.- Obiecuje, a ja mam ochotę skakać z radości. Nie dość, że nie będę musiała całymi dniami przesiadywać sama w domu, to jeszcze coś zarobię i pomogę w ten sposób Zaynowi.
-Wiesz, nie chcę mi się tutaj siedzieć. Może pójdziemy do mnie? Pooglądamy jakiś film, na pewno mam też jakieś dobre wino.- Porusza brwiami, kiedy mówi o winie.
-W sumie też nie chcę niczego kupować, więc możemy iść.- Zgadzam się.
Po jakiś trzydziestu minutach docieramy do jednorodzinnego domu na obrzeżach miasta, gdzie mieszka Cassie. Już na pierwszy rzut oka widać, że jej rodzice są bogaci. I to bardzo bogaci.
-Nikogo nie ma w domu.- Informuje, kiedy ja podziwiam piękny ogród.
-Idź schodami na górę, pierwsze drzwi, które zobaczysz prowadzą do mojego pokoju. Rozgość się, a ja przygotuję coś dla nas.- Instruuje mnie, a ja odpowiadam tylko szybkie "okej" i po chwili jestem już w jej pokoju. Jest tak samo śliczny jak cały dom. Ściany pomalowane są na jasno beżowy kolor, przez co wydaje się bardzo przytulny. Jest też wielkie łóżko przykryte śnieżnobiałą pościelą i pudrowo-różowe meble, które idealnie się ze wszystkim komponują.
Siadam na łóżku i wyjmuję telefon z torebki. Sprawdzam czy nie mam jakiś nieodebranych połączeń ani SMS-ów. Jest tylko jedna wiadomość od Zayna.
Zayn: Nie róbcie nic głupiego i uważaj na siebie.
Z jednej strony to takie słodkie, że się o mnie martwi, bo to znaczy, że mu na mnie zależy, ale z drugiej czuję się przez to jak dziecko, które trzeba non stop pilnować, a to już nie jest takie fajne.
Olivia: Wszystko jest okej, nie musisz się martwić.
Odpisuję tylko, po czym z powrotem chowam telefon do torebki. Cassie jeszcze nie wróciła, więc pozwalam sobie obejrzeć zdjęcia stojące na jednej z szafek. Na niektórych jest ona i Liam, a na innych chyba jej rodzice. Wszyscy wyglądają na bardzo szczęśliwych, przez co się uśmiecham. Kiedy odkładam na miejsce ostatnie zdjęcie do pokoju wchodzi Cassie z miską pełną nochosów, dwoma kieliszkami i butelką wina. Ustawia wszystko na szafce nocnej, po czym rzuca się na łóżko i bierze na kolana laptopa, który leżał obok.
-Siadaj. Musimy wybrać jakiś film.- Klepie miejsce obok siebie.
Zajmuję jedną stronę łóżka i wpatruję się w ekran laptopa.
-Masz na coś ochotę? Możemy obejrzeć co tylko chcemy.- Mówi przewijając strony.
-O "Więzień labiryntu" kocham ten film.- Mówię, kiedy widzę okładkę.
-A ja kocham Dylana O'Briana.- Śmieje się, a ja do niej dołączam.
-No to postanowione.- Mówię i opieram się wygodnie o poduszki. Cassie włącza film odkłada laptopa niżej i robi to co ja.
-Sama robiłam sos, więc musisz zjeść, bo poczuję się urażona.- Żartuje, kładąc między nas miskę z przekąską.
-Jest idealny.- Chwalę teatralnie, za co zostaję uderzona w ramię.
-Jesteś okropna.- Stwierdza patrząc w ekran i próbując się nie zaśmiać.
-To ty mnie bijesz.- Wyrzucam ręce w powietrze, lekko chichocząc.
-Dobra już cicho, bo się zaczęło.- Mówi i po tym obie w końcu skupiamy się na filmie.
Po dwóch godzinach filmu, kilku kieliszkach wina i całej misce natchosów zegar wskazywał już prawie dziewiętnastą. Na zewnątrz było już prawie zupełnie ciemno, co w dużej mierze spowodowane było dzisiejszą okropną pogodą.
-Chyba muszę już wracać.- Stwierdzam leżąc na łóżku z nogami w górze, śmiejąc się sama nie wiem z czego.
-Nieee. zostań jeszcze.- Prosi Cassie, robiąc smutną minkę.
-Zayn, nie będzie zadowolony...
-Często nie jest.- Wydaje się zamyślona.
-No właśnie.- Przytakuję bez zastanowienie, bo szczerze mówiąc jestem trochę pijana i średnio rozumiem naszą rozmowę.
-Dobra, to co teraz robimy?- Pyta po chwili moja przyjaciółka, podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Strasznie mi gorąco, wiesz...- Przyznaję.
-Możemy iść popływać.- Uśmiecha się.
-Ale pada deszcz, a tak w ogóle to nie widziałam w pobliży żadnej wody... Wody do pływania oczywiście.- Śmieję się sama z siebie.
-Ale mam basen w domu. Chodź.- Wstaje i wychodzi z pokoju a ja idę za nią. Schodzimy na dół, później gdzieś skręcamy aż w końcu moim oczom  ukazuje się prawdziwy basen.
-Tutaj jest jeszcze bardziej gorąco.
-To wskakuj!- Krzyczy, po czym ściąga z siebie ubrania, zostając w samej bieliźnie i z pluskiem wskakuje do wody.
I co, ja mam być od niej gorsza? Oczywiście, że nie... Ściągam z siebie ubrania i już po chwili razem z Cassie chlapiemy się nawzajem wodą, głośno się przy tym śmiejąc.
Kiedy po kilkunastu minutach wychodzimy z wody, czuję, że trochę wytrzeźwiałam. Owijam się cała dużym ręcznikiem, który znalazłam w pomieszczeniu i próbuję się osuszyć.
-Naprawdę muszę zadzwonić do Zayna.- Mówię, wycierając włosy.
-Najpierw musisz się ogarnąć, bo jeśli cię tak zobaczy, to jeszcze zabroni ci się ze mną spotykać.- Śmieje się, a ja wiem, że to mogłoby być możliwe.- Pożyczę ci jakąś moją suchą bieliznę i suszarkę do włosów.- Proponuje brunetka i prowadzi mnie z powrotem na górę. Wyciąga z szuflady czarny komplet bielizny i daje mi go, po czym pokazuje łazienkę. Tam dokładnie się suszę i ubieram.
Po dziesięciu minutach wracam do Cassie i od razu odszukuję mój telefon. Tak jak myślałam... Dziesięć nieodebranych połączeń od Zayna. Od razu wybieram jego numer, żeby do niego oddzwonić. odbiera już po pierwszym sygnale.
-Halo, Olivia, gdzie jesteś? Czemu nie odbierałaś?- Od razu bombarduje mnie pytaniami.
-Jestem u Cassie. Przepraszam, ale miałam telefon w torebce i nie słyszałam jak dzwoniłeś.- Wyjaśniam, starając się brzmieć naturalnie.
-Po prostu się martwiłem, wiesz przecież. Już po ciebie jadę, będę za piętnaście minut.- Mówi i rozłącza się.
Za piętnaście minut? Czyli, że nie jest w domu, ani też w warsztacie. Ciekawe gdzie był...
-I jak bardzo był wkurzony?- Cassie przerywa moje rozmyślania.
-Sama nie wiem, był zdenerwowany, ale przejdzie mu.- Zapewniam.
-Dobra to chodźmy na dół, żeby nie musiał czekać.- Śmieje się i razem schodzimy do kuchni.- Chcesz może coś do picia, tak na pożegnanie?
-Napiłabym się wody.- Mówię, a ona od razu wstaje i podaje mi szklankę zimnej wody.
-Wiesz... Świetnie się dziś bawiłam.- Przyznaję.
-Ja też. Musimy to kiedyś powtórzyć.
-O tak i to jak najszybciej.- Zgadzam się, po czym słyszę dzwonek do drzwi. Cassie od razu wstaje by otworzyć. Idę za nią, bo to pewnie Zayn już przyjechał. Kiedy otwiera drzwi, przekonuję się, że miałam racje. Stoi na progu z kapturem na głowie i lekko mokry od deszczy.
-Cześć Cassie, przyjechałem po Liv.- Mówi od razu.
-Już idzie.- Odpowiada i odchyla się w moim kierunku. Zakładam buty i ubieram kurtkę, po czym przytulam Cassie i się z nią żegnam.
-Jak było?- Chłopak pyta jakby nigdy nic, kiedy już oboje siedzimy w samochodzie.
-Super, Cassie jest naprawdę fajna i dobrze się dogadujemy.- Opowiadam podekscytowana, bo chyba właśnie udało mi się z kimś zaprzyjaźnić.
-Byłyście u niej cały ten czas?
-W sumie tak. Byłyśmy chwilę w centrum, ale tam nie było nic ciekawego, więc przyjechałyśmy tutaj obejrzeć film.- Wyjaśniam i jestem naprawdę zdziwiona, że Zayn nie robi mi żadnych wyrzutów z powodu tych nieodebranych połączeń i tego, że piłam, bo mogę się założyć, że to zauważył.
-A co ty robiłeś cały dzień?- Pytam.
-Siedziałem w domu i odpoczywałem, a później pojechałem na miasto.- Odpowiada, nie odrywając wzroku od jezdni.
-Na miasto? Po co? Byłeś dziś w warsztacie?
-Nie, musiałem po prostu zatankować auto i nie chciało mi się nic robić do jedzenia, więc poszedłem na pizze z Liamem.
-A to fajnie, przynajmniej nie siedziałeś cały dzień w domu.- Zaczynam, bo muszę mu jakoś powiedzieć o tym, że będę pracować, a najlepiej zrobić to od razu.
-No, ty też nie, więc pewnie jesteś szczęśliwa.
-I to jak, ale będę taka częściej, bo znalazłam pracę.- Mówię i wstrzymuję oddech czekając na reakcję.
-Pracę?! Chyba już o tym rozmawialiśmy.
-No wiem, ale co ci to przeszkadza, że będę pracowała? Są tego tylko same plusy.- Nie daję za wygraną.
-Na przykład jakie?- Słychać, że jest już zdenerwowany.
-Na przykład takie, że będę miała własne pieniądze i będę mogła dokładać się do różnych rzeczy, usamodzielnię się, zdobędę jakieś doświadczenie, poznam ludzi, nie będę sama siedzieć w domu, kiedy ciebie nie ma całymi dniami.- Wymieniam wyliczając na palcach.
-Jest też dużo minusów.- Stwierdza, a ja posyłam mu pytające spojrzenie, żeby mówił dalej.- Będziesz musiała wcześnie wstawać, a późno wracać, co wiąże się z tym, że nie pozwolę ci samej włóczyć się po ulicach wieczorem.- Mówi, a ja przewracam oczami, ale mu nie przerywam.- Praca nie jest wcale taka lekka jak ci się wydaje, a poza tym nie potrzebuję, żebyś się do czegokolwiek dokładała, mamy wystarczająco dużo pieniędzy.- Kończy, kiedy w końcu dojeżdżamy na miejsce.
-Ty niczego nie rozumiesz!- Wybucham i w pośpiechu wysiadam z samochodu, trzaskając przy tym drzwiami. On nie wie jak ja się czuję. A czuję się jak kulka u jego nogi. Czuję, że tylko mu przeszkadzam i beze mnie byłoby mu łatwiej. Cząstka mnie wie, że wcale tak nie jest, ale inna nadal tak myśli.
-Chcę dla ciebie jak najlepiej, a ty jak zwykle się rzucasz.- Zamyka auto i idzie za mną.
-Jeśli chcesz dla mnie jak najlepiej to pozwól mi pracować.- Wchodzimy do windy i wybieram ostatnie piętro.
-Co to w ogóle za praca?- Pyta.
-W restauracji mamy Cassie.- Mówię.
-Musiałabyś dojeżdżać autobusem...
-Skoro tak się o mnie martwisz, to byś mnie odwoził.- Mówię, bo wiem, że to w niego uderzy.
-Ja też pracuję Liv.
-Z tobą to taka rozmowa.- Wzdycham i kiedy drzwi windy się otwierają od razu wchodzę do mieszkania.
-Musisz to przemyśleć wszystko na spokojnie.- Mówi, kiedy ja ściągam kurtkę i buty.
-Już przemyślałam i będę tam pracować. Z twoją zgodą czy bez niej.- Mówię stanowczo, po czym odwracam się na pięcie i idę do sypialni dość mocno zamykając za sobą drzwi. Biorę z szafy jakieś ciuchy do spania i idę do łazienki. Przebieram się, po czym wrzucam bieliznę Cassie i inne rzeczy do pralki i nastawiam pranie.
Pięć minut później jestem już w łóżku ze słuchawkami w uszach. Muzyka zawsze pozwala mi się uspokoić i przestać myśleć o niektórych sprawach, więc w tym momencie sprawdzi się doskonale.
Prawie zasypiam, kiedy nagle czuję uginający się materac. Otwieram oczy i widzę Zayna, który leży na boku, twarzą do mnie. Po jego minie widać, że chce pogadać. Ściągam słuchawki i siadam krzyżując nogi, czekając aż coś powie.
-Zgadam się na tą pracę.- Wzdycha i lekko się uśmiecha.- Ale mam kilka warunków.- Mówi, kiedy widzi, że już zaczynałam się cieszyć.
-Jakich?- Pytam.
-Jeśli będziesz kończyła późno, zawsze będę po ciebie przyjeżdżał. Obiecaj, że nigdy nie będziesz wychodziła sama...
-Obiecuję. Coś jeszcze?
-Wszystko co zarobisz będziesz miała dla siebie. Nie chcę żebyś się do czegokolwiek dokładała, czułbym się wtedy źle.- Kończy.
-Cieszę się, że się w końcu zgodziłeś.- Uśmiecham się i przytulam do niego. Leżymy tak cały wieczór, aż w końcu oboje zasypiamy, przytuleni do siebie.

                                                                                                                     
I jak podoba wam się rozdział? Mamy nadzieję, że przypadł wam do gustu :D
Było by nam bardzo miło gdybyście wyrazili swoją opinię na ten temat :*


sobota, 17 września 2016

#6 "Proszę wróć do mnie"

Kiedy rano otwieram oczy wszystkie wspomnienia z wczorajszego wieczoru wracają. Czuję się okropnie z tym, że pokłóciłam się z Zaynem. To była chyba pierwsza nasza tak poważna sprzeczka. To wszystko nie daje mi spokoju, bo wiem, że to moja wina. Zaczęłam od bezpodstawnego osądzania Zayna, kiedy on tak naprawdę tylko mnie bronił, za co powinnam była być mu wdzięczna, a ja zachowałam się jak jakaś głupia małolata. Może i nią jestem, ale muszę udowodnić Zaynowi, że wbrew pozorom jestem dojrzała i zasługuję na związek z nim.
Podnoszę się do pozycji siedzącej i od razu czuję okropny ból pleców.
No jak się śpi na kanapie to tak jest. 
Przeciągam się prostując kręgosłup i powoli zaczynam przemierzać mieszkanie w poszukiwaniu Zayna. Chcę go jak najszybciej za wszystko przeprosić. Idę do sypialni i ostrożnie uchylam jej drzwi. Wchodzę do środka, ale zastaję tylko niezaścielone łóżko. Staję przed drzwiami do naszej wspólnej łazienki i pukam kilka razy. Nic... Biegnę do kuchni, do salonu, a na końcu do gabinetu Zayna, ale jego nigdzie nie ma. Zaczynam się niepokoić. A jeśli wyszedł i już nie wróci... A jeśli mnie zostawił, bo stwierdził, że jestem dla niego zbyt niedojrzała... Nie mogę go stracić. Jest dla mnie wszystkim. Nie mam nikogo poza nim.
Kocham cię Zayn, proszę wróć do mnie. Kiedy już zaczynałam popadać w panikę, drzwi wejściowe otwierają się, a do mieszkania wchodzi Zayn. I to nie byle jak, bo w ręku niesie wielki bukiet kwiatów.
-Zayn, tak dobrze, że jesteś.- Podbiegam do niego i rzucam mu się na szyję.- Strasznie cię za wszystko przepraszam. Nie wiem co mi odbiło. Po prostu nie chcę cię stracić i dlatego tak zareagowałam. Nie gniewaj się już na mnie.- Mówię szybko, ledwie łapiąc oddech.
-To ja powinienem cię przeprosić. Mogłem ci od razu wszystko wyjaśnić, ale po prostu nie chciałem ci zaprzątać głowy niepotrzebnymi sprawami... To dla ciebie na przeprosiny.- Szczerzy się uroczo i podaje mi piękny bukiet. Biorę od niego kwiaty i od razu wpijam się w jego słodkie usta.

Tydzień później

-Olivia- Słyszę głos Zayna dobiegający z jego gabinetu, a po chwili widzę jak siada obok mnie na kanapie.- Mogłabyś zrobić dzisiaj zakupy? Lodówka jest prawie pusta, a właśnie rozmawiałem z szefem i muszę jechać pilnie do warsztatu.- Mówi.
-No dobrze, ale myślałam, że spędzimy ten dzień razem.- Odpowiadam z naciskiem na "ten dzień". Dziś są moje szesnaste urodziny i naprawdę miałam nadzieję, że Zayn nie pójdzie dziś do pracy i chociaż ten jeden dzień spędzimy naprawdę miło, co tak naprawdę nie zdarzyło się już dawno.
-Naprawdę nie mogę zostać, chociaż bardzo bym chciał. To jak zrobisz te zakupy?
-Tak pewnie, pójdę jeszcze przy okazji do fryzjera czy coś.- Odpowiadam wysilając się na lekko fałszywy uśmiech.
-To super.- Cmoka mnie szybko w usta, po czym wstaje i szybko opuszcza mieszkanie, zostawiając mnie samą.
-No trudno.- Mówię sama do siebie, podnosząc się z kanapy i idę w stronę sypialni. Sama nie wiem na co liczyłam. Że zrezygnuje z naszego jedynego źródła utrzymania, żeby tylko posiedzieć ze mną w domu? Nie ma szans... Zayn strasznie poświęcił się pracy. W sumie więcej czasu spędza w tym warsztacie niż w domu. Zmienił się, czasami go nie poznaję, nie licząc tych krótkich chwil, kiedy jest w domu i naprawdę przypomina mojego starego Zayna. No ale... Dzięki temu mamy dach nad głową i to nie byle jaki, mamy co jeść i możemy pozwolić sobie na rzeczy, o których w sierocińcu nawet byśmy nie pomyśleli. To dzięki Zaynowi mogę teraz stać przed szafą pełną pięknych ubrań i zastanawiać się co na siebie włożyć.
Jestem mu naprawdę wdzięczna, gdyby nie on... Pewnie dalej byłabym w sierocińcu, siedziałabym zamknięta w pokoju i czytała jakąś książkę, nie chcąc nawet żeby ktoś się do mnie odzywał. To dzięki niemu się zmieniłam. Stałam się bardziej otwarta i w pewnym sensie silniejsza. Czuję, że naprawdę mogę sobie poradzić w życiu, kiedy jeszcze jakieś niecałe dwa lata temu twierdziłam, że wolałabym już do końca życia zostać w domu dziecka. Nie traktowałam Zayna zbyt poważnie. Uważałam go za typowego niegrzecznego chłopca, który chce tylko się mną pobawić, a później zostawić. Myślałam, że jestem skazana na samotność. Jak widać przez kilkanaście miesięcy może się sporo zmienić.
-Okej Liv pora wrócić na ziemię, w końcu miałaś iść na zakupy.- Podpowiada w końcu moja podświadomość i dopiero wtedy uświadamiam sobie, że stoję przed tą szafą już dziesięć minut.
Z racji tego, że jest końcówka kwietnia, a pogoda naprawdę dopisuje, postanawiam założyć czarną, rozkloszowaną spódnicę i czarno-biały croop top z długim rękawem.
-No przynajmniej ładnie dzisiaj wyglądam.- Stwierdzam patrząc w lustro.
Po pięciu minutach już gotowa wychodzę z mieszkania. Do supermarketu, w którym zazwyczaj robimy zakupy mam dziesięć minut piechotą, więc postanawiam się przespacerować. I tak nie mam nic lepszego do roboty. Zayn zazwyczaj wraca późno wieczorem, więc mam przed sobą kilka godzin samotności.
Dwie godziny później wychodzę z salonu fryzjerskiego. W sumie podcięłam tylko końcówki, ale czuję się jakbym zostawiła tam z piętnaście centymetrów moich włosów.
Jest kilka minut po siedemnastej i na zewnątrz jest już znacznie chłodniej niż wcześniej, więc postanawiam wrócić do domu taksówką. Z resztą mam też ze sobą dwie torby wypchane zakupami i naprawdę nie mam już siły wracać na nogach.
Po kilku minutach w końcu udało mi się zatrzymać jakąś wolną taksówkę i właśnie wysiadam pod mieszkaniem. Płacę taksówkarzowi i pozostaje mi tylko przejażdżka windą na ostatnie piętro budynku. Przed drzwiami naszego mieszkania oczywiście wysypuję całą zawartość mojej torebki w poszukiwaniu kluczy, które jak zawsze leżą na samym dnie... To chyba taka klątwa.
Kiedy wchodzę do środka mieszkanie jest puste. Nie żebym spodziewała się, że Zayn jakimś sposobem wróci do domu. Zostawiam buty w przedpokoju i idę zanieść torby do kuchni, kiedy nagle...
-NIESPODZIANKA!- Pięcioro ludzi, którzy znajdują się w naszym salonie zaczynają śpiewać mi "sto lat". Jest tam Zayn, ale pozostałej czwórki nigdy nie widziałam na oczy. Z resztą jestem w za dużym szoku, żeby zwracać na cokolwiek uwagę. Stoję tam jak sparaliżowana, nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje. Moje serce przyśpiesza i mam ochotę płakać. Kiedy kończą śpiewać, od razu podbiegam do mojego ukochanego i rzucam mu się na szyję, a on podnosi mnie do góry i całuje.
-Wszystkiego najlepszego Liv.- Mówi i odstawia mnie z powrotem na podłogę.
-Myślałam, że...
-Że zapomniałem.- Kończy za mnie.
-Tak... Dziękuję, że tutaj jesteś i... wy też.- Skanuję dokładnie twarz każdej nieznanej mi osoby, która jest w pomieszczeniu.
-To moi przyjaciele.- Wyjaśnia Zayn.- Przepraszam, że wcześniej ich nie poznałaś, ale jakoś nigdy nie było okazji. To Cassie, jej chłopak Liam, Harry i mój szef Scott.- Przedstawia wszystkich po kolei
-Miło was poznać i cieszę się, że przyszliście.- Witam się z nimi.
-Ciebie też miło poznać. Tyle o tobie słyszeliśmy, że nie mogliśmy nie przyjść.- Stwierdza Cassie, a reszta się z nią zgadza,
-Dobra wystarczy już tego słodzenia, czas zdmuchnąć świeczki.- Odzywa się Zayn, zapalając szesnaście świeczek, na wielkim torcie, który stał na stole i którego oczywiście nie zauważyłam. Teraz dopiero zorientowałam się, że cały salon jest pięknie przystrojony. Przy suficie wiszą balony wypełnione helem, jest też dużo konfetti i wstążek, a na zasłonie od okna przyczepiony jest wielki napis "Wszystkiego najlepszego Liv".
-Dmuchaj.- Mówi Zayn, kiedy wszystkie świeczki już płoną.
-Nie zapomnij o życzeniu!- Przypomina Harry z wielkim uśmiechem.
Zamykam na chwilę oczy, wypowiadając w myślach życzenie, po czym zdmuchuję wszystkie świeczki i słyszę brawa.
-Pójdę pokroić, bo wygląda pysznie.- Oferuję i już chcę wstawać, ale Zayn mnie uprzedza.
-Ja pokroję, wy spróbujcie się poznać czy coś.- Sugeruje po czym wychodzi, zabierając ze sobą tort.
-To długo już jesteście razem?- Zaczyna Cassie, nie pozwalając na niezręczną ciszę.
-Jakieś dwa lata. A ty i Liam?- Próbuję podtrzymać rozmowę.
-Niedługo minie rok.- Mówi uśmiechając się.
-Jak podoba ci się miasto Olivio?- Kolejne pytanie zadaje mi Harry.
-Mówcie mi Liv, a miasto jest naprawdę piękne. Myślałam, że nie będę potrafiła się tutaj odnaleźć, ale jakoś sobie radzę.- Odpowiadam pokrótce.
-A jak idzie panu biznes?- Zwracam się do Scotta, po chwilowej ciszy, jaka zapanowała po mojej odpowiedzi.
-Nie mów mi pan. Nie jestem wcale taki stary, mam dopiero dwadzieścia dwa lata.- Śmieje się, a ja kiwam głową.- A co do biznesu, to jest jak najbardziej w porządku. W okolicy mieszka naprawdę dużo obrzydliwie bogatych ludzi, którzy cenią sobie najwyższą jakość i oczywiście luksus swoich samochodów, dlatego tuning jest tutaj jak najbardziej opłacalny.- Odpowiada.
-Jak widać idzie się na tym dorobić.- Wtrąca się Zayn, niosąc talerzyki z kawałkiem ciasta dla każdego.
Około dwudziestej pierwszej nasi goście zaczęli powoli zbierać się do wyjścia. Okazało się, że Liam mieszka w tym samym budynku co my. Nie wiem jak mogłam go nigdy wcześniej nie zauważyć. Przez ten czas co dzisiaj razem spędziliśmy, mogę stwierdzić, że wszyscy są naprawdę fajni. I jestem pewna, że nie będzie to nasze ostatnie spotkanie. W sumie to nawet umówiłam się z Cassie, że pójdziemy jutro razem do centrum handlowego. Naprawdę się cieszę, bo jest tylko o rok starsza ode mnie i może w końcu się z kimś zaprzyjaźnię.
-No to do zobaczenia.- Mówię, kiedy już wychodzili.
-Na razie.- Odkrzykują wszyscy naraz i znikają w windzie.






niedziela, 11 września 2016

#5 "Teraz już wiesz wszystko!"

Dwa miesiące później

-Zayn... Nudzę się.- Mówię siedząc na kanapie i gapiąc się w ekran telewizora.
-Możemy pooglądać jakiś film.- Sięga po pilota i zaczyna przeskakiwać z kanału na kanał.
-Nie! Mam już dość siedzenia w domu i oglądania filmów. Całymi dniami siedzę tutaj sama, bo ty jesteś w pracy. Koleżanek też żadnych nie mam... Wiem! Chodźmy na imprezę! Tam na pewno poznamy jakiś ludzi i przy okazji się rozerwiemy. Dawno razem nigdzie nie wychodziliśmy.- Podnoszę się podekscytowana i staję przed Zaynem zasłaniając mu ekran.
-Nie jestem pewien czy to najlepszy pomysł.
-Doskonały! No proszę.- Uśmiecham się słodko i przeciągam ostatnie słowo.
-Ale... Nie masz jeszcze osiemnastu lat, a jeśli coś ci się stanie...
-Od kiedy ty jesteś taki grzeczniutki.- Śmieję się.- I na pewno nic mi się nie stanie, bo będę z tobą.- Nadal nalegam.
-Nie odpuścisz co nie?- Wzdycha.
-Nie- Uśmiecham się zwycięsko i siadam mu na kolanach.
-No dobra, ale masz się mnie trzymać i nigdzie sama nie odchodzić.- W końcu się zgadza.
-Dobrze już dobrze. Nie musisz się tak o mnie martwić nie mam pięciu lat.
-Muszę, bo cię kocham, a to miasto wcale nie jest takie cudowne na jakie się wydaje.
-Dobra skończmy, bo naprawdę się przestraszę.- Śmieję się i wstaję, by przygotować się do wyjścia.
Myję tylko szybko włosy, bo kąpiel brałam rano, robię nieco mocniejszy makijaż niż zwykle i przebieram się. Całość zajmuje mi kilkanaście minut, a kiedy wracam z powrotem do salonu Zayn jest już gotowy. Ma na sobie czarne idealnie przylegające do jego nóg spodnie, szary T-shirt z nadrukiem i na wszystko obowiązkowo skórzana kurtka. Wygląda cudownie mimo, że sprawia wrażenie jakby w ogóle nie przykładał uwagi do swojego stroju, za to jego włosy są idealnie wystylizowane.
-Zamknij usta, bo jeszcze ci ślinka pocieknie.- Śmieje się przechodząc obok mnie.
-Skąd wiesz, że patrzyłam akurat na ciebie.- Odpłacam mu się.
-Bo nie widzę w pobliżu drugiego takiego przystojniaka jak ja.- Przeczesuje ręką włosy, a ja wybucham śmiechem.
-Patrzyłam na ten stolik za tobą. Jest naprawdę ładny, że też wcześniej go nie zauważyłam.- Droczę się.
-Może jeśli ci się tak podoba, to z nim powinnaś iść do klubu. Masz gwarantowane dobre wejście.
-Rozważę tę opcję.- Śmieję się, na co Zayn tylko przewraca oczami, co oznacza, że wygrałam.
-Nieważne. Chodźmy już, bo jeszcze chwila i będziemy musieli czekać w kilometrowej kolejce.- Mówi i z szafki w przedpokoju zabiera kluczyki od samochodu.
Ja zakładam jeszcze buty na wysokim obcasie, ostatni raz przeglądam się w lustrze i wychodzę za nim z mieszkania.
Kiedy razem wsiadamy do samochodu czuję się naprawdę szczęśliwa. Niby to zwykła impreza w klubie, ale jestem podekscytowana. Odkąd przyjechaliśmy do Londynu spędzam z Zaynem naprawdę mało czasu. On całymi dniami jest w pracy, a ja siedzę w domu patrząc się w ścianę. Wiem, że robi to wszystko dla nas, ale brakuje mi starego Zayna. Tego uśmiechniętego, młodego, pełnego energii chłopaka. Teraz jego humor potrafi zmienić się dosłownie w przeciągu minuty, stał się też bardziej tajemniczy i zamknięty w sobie. Oczywiście rozmawiałam już z nim o tym, ale powiedział, że to przez nową sytuację i, że niedługo to minie. Oczywiście mu wierzę, ale też się martwię.
-Czy powinnam poszukać jakiejś pracy?- Wypalam nagle.
-Co? Skąd taki pomysł?
-Po prostu... Nie chcę żebyś sam nas utrzymywał, umiem sama na siebie zarobić. A i tak przecież siedzę w domu.- Wyjaśniam.
-Nie ma takiej potrzeby. Obiecałem ci przecież, że będziesz miała przy mnie wspaniałe życie i nie będziesz musiała pracować, więc tak będzie.
-Ale...
-Powiedziałem, że nie będziesz pracować i koniec rozmowy.- Mówi stanowczo, wpatrując się w drogę i zaciskając palce na kierownicy.
I dokładnie o tym mówiłam. Wystarczyła krótka rozmowa, żeby wyprowadzić go z równowagi. Mam tylko nadzieję, że przejdzie mu zanim dojedziemy na miejsce...
Godzinę później siedzimy już w klubie, a ja kończę pić drugiego drinka.Tak jak się spodziewałam wpuścili mnie bez problemu, bo przecież nie wyglądam na tyle lat ile tak naprawdę mam. Ze sprzedażą alkoholu też nie mieli większego problemu.
-Może pójdziemy zatańczyć?- Pytam Zayna, który dokładnie obserwuje cały tłum bawiących się ludzi.
-Tak chodźmy.- Bierze mnie za rękę i razem zajmujemy kawałek wolnego miejsca na parkiecie. Z głośników wydobywa się szybki rytm muzyki, więc nie mamy co liczyć na romantyczny, wolny taniec. Po czterech piosenkach, kiedy moje stopy zaczynają odczuwać lekki dyskomfort, opuszczamy parkiet i zajmujemy jedną z wolnych kanap. Zamawiam jeszcze jednego drinka, a Zayn tylko zwykłą colę, bo prowadzi, a i tak już trochę wypił.
-Cieszę się, że tutaj jesteśmy.- Przysuwam się do niego.
-To tylko zwykła impreza w klubie.- Śmieje się lekko.
-Tak wiem, ale nie chodzi tylko o tą imprezę. Chodzi o wszystko, o Londyn, o to, że już nie jestem w domu dziecka i o to, że jesteśmy razem.- To chyba przez ten alkohol robię się taka wylewna.
-Nie mamy nikogo innego, musimy trzymać się razem mała.- Szturcha palcem mój nos. To tylko zwykłe zdanie, ale zawsze, kiedy Zayn je wypowiada przechodzą mnie ciarki. Z jednej strony przeraża mnie to, że faktycznie jesteśmy sami na tym świecie, ale z drugiej nie chcę nikogo więcej. Mam Zayna i to w zupełności mi wystarcza. Nie wyobrażam sobie żyć z nikim innym. Przecież nie mogłabym zostawić Mulata, on przecież też ma tylko mnie...
-O kogo mu tutaj mamy. Malik przyjacielu!- Nagle przysiadają się do nas jacyś dwaj kolesie. Nigdy wcześniej ich nie widziałam, za to oni znają Zayna. Pewnie to jacyś jego znajomi z pracy, chociaż muszę przyznać, że nie wyglądają zbyt przyjaźnie. Od razu, kiedy tylko się pojawili poczułam się dość nieswojo.
-Odwal się Grant, nie będę tutaj z tobą gadał.- Mówi Zayn dość nieprzyjemnym tonem.
-Chciałem ci tylko o mnie przypomnieć. Pamiętaj Zayn, mnie nie oszukasz.- Grozi niejaki Grant, a ja naprawdę zaczynam się coraz bardziej bać. Kompletnie nie wiem co się dzieje, kim są ci faceci i czego chcą od Zayna.
-Załatwimy to innym razem. Nie widzisz, że jestem zajęty.- Warczy.
-Och widzę, widzę. Swoją drogą niezłą lalunie sobie znalazłeś. Skąd wytrzasnąłeś taką dupeczkę?- Grant oblizuje ohydnie usta i zaczyna mnie dotykać. Próbuje się odsunąć, ale on łapie mnie za rękę. W tym samym momencie Zayn łapie go za kurtkę i rzuca na podłogę. Jego głowa odbija się od posadzki, a na dodatek Zayn jeszcze uderza go z całej siły w twarz, co powoduje, że z jego nosa zaczyna lecieć krew. Drugi rzuca mu się na ratunek.
Nie zdążyłam się nawet poruszyć, kiedy Zayn zaczyna mnie ciągnąc w kierunku wyjścia.
-Chodź Liv, szybko!- Krzyczy, a ja czuję się jak w amoku.
Biegnę za nim, chociaż czuję jakbym nie panowała nad swoim ciałem. Jestem w totalnym szoku. W życiu nie spodziewałabym się czegoś takiego. A już w ogóle nie spodziewałabym się, że Zayn pobije kogoś na oczach tylu ludzi. Przecież on nigdy nikogo nie uderzył. Chyba...
Kiedy wsiadamy do samochodu, a Zayn z piskiem opon odjeżdża z miejsca, z moich oczu zaczynają lecieć łzy. Ta całą sytuacja to za dużo jak dla mnie. Myślałam, że znam Malika najlepiej na świecie, ale okazuje się, że jednak nie. Odkrył dzisiaj przede mną swoją drugą stronę, stronę, której chyba nigdy nie powinnam zobaczyć. Czuję się bezsilna i boję się, naprawdę się boję. Nie jestem tylko do końca pewna czego się boję, czy Zayna, czy może o niego.
-Mała nie płacz.- Mówi spokojnie i próbuje chwycić mnie za dłoń, ale się wyrywam.
-Kto to był? Co się tak w ogóle stało? Jak mogłeś go pobić?- Zadaję pytanie za pytaniem, próbując złapać oddech.
-Kiedyś wszystko ci wyjaśnię, ale jeszcze nie teraz.- Jego spokój jest naprawdę zadziwiający. Ja prawie duszę się z nerwów, a on jest taki spokojny.
-Nie możesz mnie tak zbyć! Masz mi wszystko wytłumaczyć, teraz!- Żądam.
-Liv uspokój się, to wcale nie jest jakaś wielka sprawa.- Spogląda na mnie.
-W takim razie wytłumaczysz mi wszystko w domu.- I tym oto zdaniem kończę naszą rozmowę.
Kilka minut później docieramy do naszego mieszkania. Całą drogę przez parking, a także w windzie milczymy. Zdążyłam się już uspokoić, ale nie odpuszczę Zaynowi. Musi mi wszystko wyjaśnić.
-A więc...?- Staję przed nim i opieram ręce na biodrach, kiedy tylko przekraczamy próg mieszkania.
-A więc co...?
-Czekam na wyjaśnienia.- Mówię próbując zostać twarda.
-Mówiłem ci już przecież, że to nic takiego.- Przewraca oczami i próbuje mnie wyminąć. Zatrzymuję go jednak, przez co trochę się denerwuje.
-Mówiłeś też, że wszystko mi kiedyś wytłumaczysz, więc to pewnie nie taka mała sprawa.- Krzyżuję ręce na piersi.
-No właśnie KIEDYŚ.- Jest już naprawdę wkurzony, ale nie dam za wygraną. Należą mi się wyjaśnienia.
-Albo mówisz mi o wszystkim tu i teraz, albo się wyprowadzam!- Krzyczę. Mam nadzieję, że to go przekona, bo naprawdę nie mam się gdzie podziać.
-Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć to proszę! To byli faceci z konkurencyjnego warsztatu. Mój szef wplątał się w jakieś lewe interesy... Nie zrozumiesz, bo nawet ja tego nie ogarniam. Chcieli tylko przypomnieć, że czekają na kasę.- Wyjaśnia wszystko podniesionym i zirytowanym tonem.- Zadowolona?! Teraz już wiesz wszystko!- Tym razem szybko mnie wymija i idzie do sypialni trzaskając przy tym drzwiami.
Zostaję sama, stojąc w przedpokoju. Jestem w szoku. To była chyba pierwsza nasza kłótnia. Czuję się okropnie, bo była ona wywołana trochę przeze mnie. Ale skąd mogłam wiedzieć, że chodzi o coś takiego? Martwiłam się, a ci faceci z klubu naprawdę nie wyglądali przyjaźnie.
Po chwili jednak się otrząsam. Ściągam buty i kurtkę, którą mam na sobie i idę do salonu. Wychodzi na to, że to tutaj spędzę dzisiejszą noc. Zayn naprawdę się wkurzył i nie chcę wchodzić mu w drogę. Nie przebieram się nawet tylko od razu kładę się na kanapie i przykrywam swoje ciało kocem. Jestem okropnie zmęczona przez to wszystko. Odpychając od siebie niepotrzebne myśli w końcu udaje mi się zasnąć.

                                                                                                   
I jak obiecałyśmy jest piąty rozdział :D
Jeśli wam się spodobał to skomentujcie, to bardzo motywuje do dalszego pisania<3


sobota, 10 września 2016

#4 "Już sobie wyobrażam nasze wspólne kąpiele"

-Po prostu nie mogę uwierzyć, jakie to jest wielkie- mówię, stojąc chyba przed najwyższym budynkiem w całym mieście. No może trochę przesadziłam z tym najwyższym.
-Poczekaj aż wejdziemy do środka- odpowiada Zayn i otwiera dla mnie duże, szklane drzwi.
Wchodzimy razem do środka, a moje usta same się rozchylają. Hol jest sporych rozmiarów, a na dodatek jego wnętrze jest subtelnie i nowocześnie urządzone. Już na samym wejściu widać, że mieszkania w tym budynku są bardzo drogie i nie wydaje mi się, żeby było nas stać na kupno chociażby jednego pokoju tutaj. 
-Dzień dobry w czym mogę państwu pomóc?- Zaczyna elegancko ubrana kobieta, siedząca za ladą recepcji.
-Byliśmy umówieni na oglądanie mieszkania.- Wyjaśnia mój chłopak bez chwili zastanowienia.
-Dobrze, proszę usiąść, zaraz ktoś do państwa podejdzie.
Oboje przytakujemy tylko i zajmujemy miejsca na białych fotelach stojących pod ścianą wykonaną z kamienia.
-Zayn...- Zaczynam, odwracając się w jego stronę- Tu jest tak pięknie, ale...
-Ale?- Przerywa mi.
-Masz prace dopiero od niecałych dwóch miesięcy, a mieszkanie tutaj kosztuje pewnie więcej pieniędzy niż kiedykolwiek mogłabym widzieć w życiu. Lepiej chodźmy stąd póki jeszcze nikogo nie ma.
-Mała...- Bierze moją dłoń w swoją.- Obiecałem ci, że damy sobie radę, że sprawię, że będziesz się przy mnie czuła jak najlepiej i tak będzie. Chcę żebyś miała wszystko co najlepsze,  a nie czuje się dobrze mieszkając kątem u tej kobiety. Oczywiście będę jej wdzięczy za pomoc do końca życia, ale już czas żeby stanąć na własne nogi. Jestem facetem i muszę zapewnić mojej kobiecie dobre życie.
Kiedy kończy swoją przemowę podchodzi do nas starszy mężczyzna w garniturze.
-Witam państwa, zapraszam za mną.- Mówi, a my wstajemy i podążamy za nim w kierunku windy.
Jedziemy na ostatnie piętro, a w tym samym czasie mężczyzna opowiada nam o powstaniu budynku i o znanych w Londynie osobistościach, które tutaj mieszkają albo mieszkały. To wszystko wydaje się takie nierealne. Dwa miesiące temu uciekłam z domu dziecka, a teraz oglądam z Zaynem mieszkanie, w którym pewnie razem zamieszkamy. To dzieje się tak szybko. Oby tylko nie za szybko. 
To naprawdę dziwne, że Zayn tak szybko zarobił tyle, żeby było nas stać na mieszkanie w takim miejscu, ale jeśli mówi, że ma wszystko pod kontrolą to ja mu wierzę. W końcu nie mam nikogo innego...
-Zapraszam- mówi deweloper, otwierając drzwi od mieszkania.
Wchodzę do środka jako pierwsza, a zaraz za mną Zayn. Już korytarz robi na mnie ogromne wrażenie. Podłoga jest wyłożona białymi, błyszczącymi kafelkami, po prawej stronie, przy ścianie stoi wielka, drewniana szafa z rozsuwanymi drzwiami.
-Szafa wykonana była na specjalne zamówienie z najlepszego gatunku drewna.- Opowiada mężczyzna.- Dalej widzą państwo otwartą kuchnię, która świetnie sprawdzi się dla takiej pary.- Chwali pomieszczenie. W sumie mógłby nawet nic nie mówić, bo to miejsce jest piękne. Dopiero tutaj weszłam, a najchętniej już bym nie wychodziła.
-A za naszymi plecami znajduje się salon.- Na te słowa wszyscy się odwracamy. Salon nie jest duży, przez co wydaje się naprawdę przytulny. Na jednej ze ścian wiszą duże ramki z obrazkami, a pod nimi stoi kanapa. Na przeciwnej ścianie wisi telewizor, a nad nim jest półka cała zapełniona różnymi książkami.
-Świetne miejsce na wspólny wypoczynek.- Wtrąca deweloper.- Teraz zapraszam do sypialni.- Mówi i prowadzi nas w odpowiednim kierunku. Otwiera drzwi i wszyscy wchodzimy do pokoju pomalowanego na biało, w którego centrum stoi wielkie czarne łóżko. Najchętniej to od razu bym się na nim położyła i już się z niego nie ruszała. Tak bardzo chcę tutaj zostać....
-Teraz pokażę państwu prawdziwą dumę tego mieszkania.- Zamknął za nami drzwi i poszliśmy w kierunku kolejnych. Kiedy je otwiera, nie mogę uwierzyć w to co widzę. Jesteśmy właśnie w najcudowniejszej łazience jaką kiedykolwiek widziałam.
-Już sobie wyobrażam nasze wspólne kąpiele w tej wannie.- Zayn szepcze mi do ucha, a przez moje ciało momentalnie przebiegają ciarki.
-Oczywiście nie zabraknie tutaj miejsca dla pracującego mężczyzny.- Mówi mężczyzna, opuszczając łazienkę. Idziemy za nim i w końcu docieramy do... chyba mogę to nazwać gabinetem. Jest tutaj cudowny widok-uroki mieszkania na ostatnim piętrze. Chyba będę w stanie się do tego przyzwyczaić.
-To już wszystko z mojej strony. Teraz jedyna decyzja zależy od państwa.
-Myślę, że to mieszkanie jest odpowiednie, a ty Liv?- Stwierdza Zayn.
-Jest cudowne.- Piszczę z zachwytu.
-Więc wszystko już ustalone. Proszę przygotować umowę.
-Mam już wszystko przy sobie.- Mówi deweloper, wyciągając z teczki plik dokumentów. Na szczęście Zayn wszystkim się zajmuje i nie muszę tego czytać.
Po około trzydziestu minutach wszystko jest już ustalone i to mieszkanie jest oficjalnie NASZE.
-Tak strasznie się cieszę!- Skaczę z radości, kiedy mężczyzna opuszcza mieszkanie.
-Wszystko dla ciebie Liv.- Zayn podchodzi do mnie i złącza nasze usta w pocałunku.

                                                                                                                     
Witamy wszystkich już w nowym rozdziale naszego opowiadania :D
Z racji tego, że ostatnio przez dłuższy czas nie było rozdziału następny pojawi się już jutro :*