-Dzień dobry. W której sali leży Harry Styles?- Pyta Zayn, kiedy jesteśmy w szpitalu. Strasznie się denerwuję, ponieważ to co się stało wczoraj nadal nie daje mi spokoju. Jak to jest, że jedno wydarzenie zaraz pociąga za sobą ciąg innych? Nie byłam gotowa na coś takiego. Co ja mówię... Nigdy nie byłabym gotowa.
-Czy są państwo kimś z rodziny?- Pyta pielęgniarka w recepcji.
-Tak, to mój brat.- Zayn kłamie bez zawahania. Chociaż w takiej sytuacji to uzasadnione. Inaczej nic byśmy się nie dowiedzieli.
-W takim razie już sprawdzam, proszę chwilkę poczekać.- Mówi spokojnie kobieta. Jest taka spokojna, kiedy ja ledwo mogę oddychać. Strasznie się boję. Kiedy wczoraj zabierała go karetka wyglądał jak nieżywy.
-Proszę iść do pokoju lekarzy, tam znajdą państwo doktora Robertsa, który wszystko państwu wyjaśni.- Mówi, po chwili przewracania kartek w zeszycie.
Oboje z Zaynem idziemy w głąb korytarza w poszukiwania pokoju lekarzy. Nie zajmuje nam to dużo czasu i już po chwili stoimy przed odpowiednimi drzwiami. Chcę zapukać, ale Zayn po prostu wchodzi do środka. Wchodzę zaraz za nim i chwytam go za rękę, kiedy stajemy przed lekarzem.
-Kazano nam tutaj przyjść w sprawie Harry'ego Stylesa.- Informuje lekarza Zayn.
-Proszę siadać.- Proponuje mężczyzna i oboje wykonujemy jego polecenie.
-Czy dowiem się czegoś w końcu o moim bracie?- Zayn robi się coraz bardziej nerwowy. Ściskam jego dłoń, próbując go uspokoić.
-Spokojnie.- Zaczyna lekarz.- Pan Styles trafił wczoraj do nas w bardzo ciężkim stanie. Rana postrzałowa klatki piersiowej to nie przelewki. Robiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale niestety nie udało nam się go uratować.- Wyjaśnia wszystko, pod koniec ściszając głos.
-Ale jak to? On nie żyje?- Pytam bezsilnie przez łzy, które już spływają po moich policzkach.
-Przykro mi.- Powtarza lekarz.
-Czy mogę go jeszcze zobaczyć?- Pyta Zayn. Próbuje być twardy, ale widać po nim, że jest załamany. To straszne... Stracił dwoje przyjaciół w przeciągu tygodnia.
-Jeśli pan chce, to proszę za mną.- Lekarz wstaje i wychodzi z sali, a my idziemy za nim.
-Liv... Może ty zostań tutaj.- Mówi Zayn, kiedy docieramy pod drzwi, na których widnieje napis "kostnica". Ja tylko kiwam głową, zgadzając się z nim i siadam na krześle na korytarzu. Próbuję się uspokoić, chociaż przychodzi mi to z wielkim trudem. Nie mogę się pogodzić z tym, że Harry nie żyje. To już druga osoba, którą dobrze znałam... Tak bardzo nie chcę żeby było ich więcej.
Po pięciu minutach Zayn wraca z powrotem.
-Chodźmy już.- Mówi, a ja wstaję i wtulam się w jego bok.
Droga do domu mija nam w ciszy. Ani ja ani Zayn się nie odzywamy. Ja cały czas przed oczami mam obraz Harry'ego leżącego na ziemi, a Zayn... Nie wiem czy chcę wiedzieć co on teraz czuje i myśli.
-Obiecałem mu, że go pomszczę.- Wypala nagle, kiedy wchodzimy do mieszkania.
-Co?- Pytam, bo nie do końca rozumiem.
-W kostnicy... Obiecałem Harry'emu, że go pomszczę. Ja wiem kto go zabił i nie mogę pozwolić na to, żeby sobie spokojnie chodził po mieście. Zapłaci za to co zrobił.- Mówi, jakby był w jakimś amoku.
-Spokojnie Zayn. Chyba powinieneś się położyć.- Proponuję i ściągam jego kurtkę, po czym wieszam ją na wieszaku.
-Pokazać ci go? Pokazać ci tego chuja?- Pyta, ignorując moją wcześniejszą prośbę.
-Tak, pokaż.- Wzdycham i zgadzam się, bo inaczej chyba nie da się z nim teraz porozmawiać. Zachowuje się strasznie dziwnie, jeszcze nigdy nie widziałam go w takim amoku.
-Chodź.- Mówi i prowadzi mnie do swojego gabinetu. Tam wyciąga jakąś teczkę z biurka, a z niej zdjęcie jakiegoś mężczyzny.-To on.- Wręcza mi fotografię.
-Skąd wiesz?- Pytam.
-Prawie go wczoraj złapałem, ale jakoś udało mi się uciec. To Louis Tomlinson, też handluje, ale to inna historia.- Wyjaśnia, ja oddaję mu zdjęcie, a on chowa wszystko z powrotem do biurka.
-Czy ty chcesz go zabić?- Pytam, kiedy wracamy do sypialni.
-Jeszcze nie wiem, ale musi zapłacić za to co zrobił. Chyba sama rozumiesz. Harry był naszym przyjacielem. Chcesz żeby Tomlinson nie poniósł żadnej kary?
-Nie, ale czy nie możesz po prostu zadzwonić na policję?
-Oj Liv, jeszcze dużo się musisz nauczyć.
-Nie chcę żebyś miał kłopoty.- Mówię i siadam na łóżko.
-To nie ja będę je miał.- Odpowiada uśmiechając się i kładzie się obok mnie.-Po prostu obiecaj mi, że jeśli gdzieś go zobaczysz to od razu dasz mi znać.
-Okej, obiecuję.- Zgadzam się i układam wygodnie obok niego.
Louis
To dzisiaj. Pogrzeb tego chłopaka, którego postrzeliłem kilka dni temu. Miał chyba na imię Harry. Nawet go nie znałem, ale gdy tylko zobaczyłem, że sprzedaje dragi po mojej stronie miasta musiałem coś zrobić. Nie chciałem go zabić. Nie jestem taki. Chciałem go tylko zranić żeby się przestraszył... A teraz on nie żyje i to przeze mnie. Tamtego wieczoru udało mi się uciec przed Zaynem, gdyby mnie wtedy złapał, pewnie by mnie tutaj nie było. Malik jest nieobliczalny, dlatego wyjechałem za miasto i teraz się ukrywam. Sumienie jednak ciągle nie dawało mi spokoju. Musiałem tutaj dzisiaj przyjść. Stoję kilkanaście metrów dalej od całego tłumu, tak, że nikt mnie nie widzi, ale jestem.
-Stary gdzie ty byłeś tyle czasu?- Pyta Derek, gdy tylko pojawiam się w jego mieszkaniu, już po pogrzebie.
-Muszę się ukrywać.- Zaczynam.
-Co? Niby dlaczego?
-Zabiłem Harry'ego, jednego z grupy Zayna, a on widział, że to byłem ja.- Wyjaśniam wszystko po krótce.
-Miałeś powód żeby go zabić?- Pyta.
-Tak, złamał zasady, musiałem zareagować.- Odpowiadam pewnie.
-W takim razie nie musisz się bać. Zayn chyba zna zasady.- Siada na krześle krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Sam wiesz, że Malik jest psycholem. Nie odpuści.
-W sumie racja. Ale co chcesz zrobić? Ukrywać się do końca życia?
-Sam nie wiem... Poczekam aż to wszystko ucichnie, a później będę starał się nie rzucać w oczy Malikowi.- Przedstawiam mu mój plan, który tak naprawdę jest beznadziejny. Dobrze wiem, że Zayn nigdy nie odpuści. Musi się na mnie zemścić i tylko, kiedy mnie zabije będzie w pełni usatysfakcjonowany. Boże w co ja się wpakowałem... Chciałem tylko zarobić trochę hajsu, a skończę martwy.
-Dobra stary, jakby co to pamiętaj, że ja zawszę będę z tobą.- Mówi i wstaje z krzesła.
-Dzięki Derek, a teraz będę się już zbierał. Muszę poszukać sobie jakiegoś motelu daleko za miastem. Gdyby coś to nie widziałeś mnie od tygodnia.- Mówię, po czym żegnam się z nim i wychodzę.
Harry! :(
OdpowiedzUsuńKiedy następny?
OdpowiedzUsuń